"Jestem pewien, że potrafię żyć bez muzyki, ale cieszę się, że nie muszę..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 10 minut
Jestem pewien, że potrafię żyć bez muzyki, ale cieszę się, że nie muszę...
 fot. mat. prasowe

Wywiad z amerykańskim gitarzystą Stevem Vaiem, poświęcony jego obecnej twórczości oraz zaplanowanemu na czerwiec koncertowi w Hali Stulecia we Wrocławiu.

Zacznijmy naszą rozmowę od pytania dotyczącego Twojego występu w Polsce. 12 czerwca br. zagrasz wraz z Evolution Tempo Orchestra podczas koncertu we Wrocławiu. Powiedz, jakie są Twoje oczekiwania związane z tym wydarzeniem? Kto był jego pomysłodawcą?
Zwykle podróżuję z moim zespołem rockowym, ale tym razem zagram wraz z 65-osobową orkiestrą. Zacząłem pisać muzykę w młodym wieku i zawsze fascynowałem się językiem muzyki pisanej. Na przestrzeni lat skomponowałem wiele kawałków, i choć moje nagrania nakierunkowane są przede wszystkim na muzykę rockową, jest w nich wiele elementów kompozycji. Bardzo trudno jest stworzyć nową kompozycję, która zostałaby wykonana przez orkiestrę, gdyż wiąże się to z kosztami, czasem oraz faktem, że orkiestry nie grają zbyt wielu nowych utworów skomponowanych przez osoby raczej nieznane w tym kręgu. Mam jednak znajomego w Holandii - Co de Kloet, który od zawsze był wielkim zwolennikiem mojego potencjału kompozycyjnego. Przekazał zresztą fundusze na mój koncert wraz z The Metropole Orchestra, który odbył się na początku pierwszej dekady XXI wieku. Skomponowałem dwie godziny muzyki i zagraliśmy łącznie pięć koncertów. Były one podzielone na dwie części. Pierwsza z nich zawierała skomponowane przeze mnie utwory, w których występowałem wspólnie z orkiestrą oraz małym zespołem rockowym, lecz nie grałem wówczas na gitarze. W drugiej zaś znalazła się garść nagrań z mojego katalogu, przygotowanych specjalnie pod Metropole. Okazało się to wielkim sukcesem, stąd zdecydowałem się wydać płytę „Sound Theories” oraz DVD „Visual Sound Theories”. To zwróciło uwagę innych orkiestr i przez następnych pięć lat komponowałem dla North Netherlands Orchestra.

REKLAMA
Tool News

Jedną z orkiestr, które zwróciły się do mnie była pochodząca z Rumunii Evolution Tempo Orchestra. Występowaliśmy wspólnie w zeszłym roku, grając utwory z „Sound Theories”. Wspomniane koncerty cieszyły się dużym powodzeniem, dlatego zdecydowaliśmy się powtórzyć je w tym roku. I w taki też sposób dojdzie do występu w Polsce. Zagramy kawałki z „Sound Theories” z dodatkiem kilku innych aranżacji z mojej najnowszej płyty „The Story of Light”. Zaarażowałem także całe „Fire Garden Suite” z albumu „Fire Garden”. To naprawdę mocna rzecz. Mam nadzieję na wykonanie tego podczas czerwcowego koncertu.

Zapytałem już o Twoje oczekiwania, a czego my – fani Twojej muzyki możemy spodziewać się podczas tego występu? Czy przygotowałeś jakieś niespodzianki?
Cóż, nikomu tego nie mówiłem… wystąpię nago wraz z plastikowymi skrzydłami przyczepionymi do moich pleców.

Wydarzenie to promowane jest, jako jedyny taki koncert w naszym kraju, ale bywałeś tu już wcześniej. Zagrałeś w październiku 2012 roku promując album „The Story Of Light”. Wiem, że to mało odkrywcze pytanie, ale i tak je zadam – jak wspominasz swoją ostatnią wizytę w Polsce? Chyba nie było aż tak źle skoro zdecydowałeś się wrócić…
Zawsze cieszę się, gdy jestem w Polsce, choć ogólnie cieszę się z pobytu gdziekolwiek jestem. Gdy tylko Polska znajduje się na mojej trasie, zapalam się. Publiczność tutaj jest bardzo uprzejma i wspierająca. Większość europejskiej publiczności jest właśnie taka, ale Polska może poszczycić się jednym z najbardziej uroczych starych miast w Europie, a ja zazwyczaj spędzam wolny czas przechadzając się po takich miejscach. Oczywiście, jeśli tylko mam choć trochę wolnego czasu.

Patrząc na Twoją karierę, zdajesz się być niezwykle doświadczonym muzykiem. Przez lata bowiem, nagradzany byłeś za muzyczne dokonania, zaś swe pierwsze kroki stawiałeś u boku sławnego Franka Zappa. Zastanawiam się więc, jak postrzegasz obecnie muzykę? Czy ktoś równie doświadczony, co Ty, wciąż potrafi czerpać taką samą radość z jej tworzenia i wyznacza sobie coraz to nowe cele?
Czerpię z tego więcej radości niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy dorastamy, nasze poglądy i spojrzenie na życie zmieniają się. W swoich młodzieńczych latach byłem wyjątkowo narwany. Wymaga to ogromnej energii i może przesłonić prawdziwy potencjał. Obecnie jestem bardziej skupiony niż kiedyś. Tak dzieje się bowiem z ludźmi, gdy stają się starsi. Każdego dnia ma to więc coraz większy wpływ na moją muzykę, a ja dostrzegam jak wielkim zaszczytem i przywilejem jest umiejętności jej tworzenia. Odnoszę wrażenie, że moje życie to istna sielanka!

Wspominałem już Franka Zappa, ale to nie jedyny legendarny artysta z jakim miałeś przyjemność pracować. Grałeś także z muzykami pokroju Alice Cooper, Ozzy’ego Osbourne’a czy Gregga Bissonette i zapewne nauczyłeś się od nich wielu interesujących rzeczy. Jak wspominasz tamte czasy? Gdy spoglądasz na dzisiejszy przemysł muzyczny, w jaki sposób porównałbyś go z tym, znanym Ci z początków Twojej kariery?
Jestem niebywałym szczęściarzem, że mogłem grać u boku takich artystów. Sam koncept przemysłu muzycznego nie zmienił się tak bardzo. Zawsze będzie w nim zapotrzebowanie na osoby tworzące muzykę, jak i na tych, co potrafią sprzedać ją bez względu na dostępną technologię. Ona zresztą, podobnie jak sposób tworzenia muzyki, jej nagrywania, opakowania, dystrybucji i słuchania stale podlegają zmianom. To zawsze będzie się zmieniać, bez względu na nasze przekonanie, że obecnie używany format jest najlepszym z możliwych. Nagle bowiem pojawi się coś innego, coś, co odmieni wszystko, czasem w drastyczny sposób. Gdy już jednak postanowisz się tym zająć, musisz zasiąść do tego wraz z innymi osobami i tworzyć muzykę. Tak właśnie postępowałem przez lata i nadal będę tak robił, bez względu na zmiany technologiczne.

Twój ósmy solowy album, zatytułowany „The Story Of Light” ukazał się 14 sierpnia 2012 roku. Mimo, iż upłynęło już trochę czasu od daty jego premiery, ciekaw jestem, jak opisałbyś wspomniany przeze mnie krążek? W Twojej opinii, do kogo jest on adresowany?
Gdy robimy coś twórczego jest to niczym swoisty zapis tego, kim jesteśmy w danej chwili. Tak naprawdę zmieniamy się wraz z upływem kolejnej minuty. Nie jesteśmy tacy sami. Stąd też nie jest niczym niezwykłym fakt, że artyści przekonani są o wyjątkowości ich ostatniego dzieła, że jest ono najbardziej szczere. Tak też postrzegam „The Story of Light”. Jestem za nie bardzo wdzięczy i uważam, że stanowi fajny zapis tego kim obecnie jestem.

Wspomniany album stanowi Twój pierwszy solowy projekt po niemal 7 latach przerwy. Powiedz proszę, jak to jest powrócić po tak długim czasie? Oczekiwania fanów były naprawdę duże. Czułeś lekkie zdenerwowanie podczas pracy nad płytą, czy też podszedłeś do tego na luzie, z wiarą we własne możliwości?
W czasie tych 7 lat kontynuowałem nagrania, pisanie i wydawanie płyt, występowałem także wraz z innymi zespołami, ale tak – „The Story Of Light” było moją pierwszą studyjną produkcją po tak długim czasie. I byłem tym podekscytowany. Wiem, że istnieją fani o sprecyzowanych oczekiwaniach, ale spore grono tych, których cieszy to, co robię, oczekuje ode mnie, abym robił to, co ekscytuje mnie samego. Zresztą, myślę, że tworząc album, potrafię przewidzieć, jaka będzie późniejsza reakcja ludzi.

Kiedy słucham Twojej muzyki lub gdy oglądam Twój koncert, zastanawiam się jaką osobą jesteś w życiu prywatnym? Jakim typem człowieka jest Steve Vai na co dzień? Równie emocjonalnym, co grana przez niego muzyka, czy też wręcz przeciwnie – spokojnym, lecz pewnym siebie?
Pewnie uzyskałbyś wnikliwszą odpowiedź pytając kogoś innego (śmiech – przyp. red.). Jak wspominałem, nie jestem już tak narwany jak kiedyś. Jestem w zasadzie bardzo radosną osobą. Ekscytuję się każdym kolejnym dniem. Nie ważne jest to jak ludzie postrzegają życie kogoś innego, to, że zazwyczaj tworzą w swych głowach historię na jego temat. Za taką historią kryje się bowiem życie i to jest najcenniejsze. Ja dużo pracuję i uwielbiam spędzać czas wraz z żoną (z którą jestem już 34 lata) i naszymi dwoma synami – Julianem (24) i Fire (21). To młodzi i niesamowici mężczyźni. Pomijając ten fakt, najbardziej lubię wyjechać w trasę i grać muzykę dla ludzi, których ona cieszy. Wow!

Wielu artystów pytanych przez nas czym jest dla nich muzyka, odpowiada, że jest ona ich życiem. Czymś bez czego nie potrafiliby się obejść. A jak to jest z Tobą? Czym jest muzyka dla Ciebie?
Tym, co robię. Życie samo w sobie znaczy więcej niż muzyka. Jest ona bardziej wyrazem Twojej pasji, ekspresji, wyobraźni. Każdy z nas posiada przeróżne dary, wrodzone talenty do różnych rzeczy, więc gdy tylko potrafimy odnaleźć je w sobie, wyrazić je i nauczymy się żyć dzięki nim, wszystko staje się lepsze. Nigdy nie wybrałem zawodu muzyka, ja nim po prostu byłem. Nawet przez jedną chwilę nie miałem żadnych wątpliwości. Jeśli pojawia się taka wątpliwość oznacza to, że podjąłeś jakąś decyzję. W moim życiu jednak nie było momentu, abym czuł, że muszę ją podjąć. Jest wiele innych rzeczy, które znajdują się w kręgu moich zainteresowań i jestem pewien, że czułbym się szczęśliwy mogąc zajmować się niektórymi z nich. Tyle tylko, że wypadają one blado w porównaniu z tworzeniem muzyki. Gdy w swej głowie słyszysz dźwięki i potrafisz wyrazić je za pomocą gitary, czujesz się tak, jakby codziennie były Święta Bożego Narodzenia. Nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek innego, ale to nie jest źródłem mego wewnętrznego „ja”. Jestem pewien, że potrafię żyć bez muzyki, ale cieszę się, że nie muszę.

Zastanawiam się, jakie są Twoje plany na najbliższe miesiące. Rozumiem, że koncert we Wrocławiu nie jest jedynym Twoim projektem zaplanowanym na 2013 rok…
Po zakończeniu trasy z The Evolution Tempo Orchestra, powrócę wraz z zespołem, by dokończyć „Story of Light tour”. Zagramy w Australii, Nowej Zelandii, pojedziemy do Indonezji, Dżakarty, Kuala Lumpur, Singapuru, Laosu, Wietnamu, Kambodży, Chin, Hong Kongu, Tajwanu, Korei, Japonii, a następnie na pięć tygodni do Europy. Potem będę miał tydzień przerwy i ponownie wyjadę, tym razem do USA, Południowej Afryki oraz Meksyku. Mam wolne podczas Świąt Bożego Narodzenia i powrócę w styczniu trasą po Afryce, Indiach, Dubaju, Tel Avivie i Rosji. Później, pojadę do domu wyspać się przez miesiąc! Po tym wszystkim, rozpocznę prace nad nowym projektem, który mam nadzieję, da Wam niezłego kopa.

Na zakończenie, pozwól, że zapytam o Twoje muzyczne inspiracje. Jacy artyści odcisnęli swe piętno na Twojej obecnej twórczości? Jakiej muzyki słuchasz najczęściej?
Jest wielu artystów, którzy mnie inspirowali. Gdy byłem nastolatkiem słuchałem wszystkich najfajniejszych nagrań z gatunku progresywnego rocka lat ‘70-tych, aż po jazz, fusion, itp. Gdybym miał wskazać muzyków, którzy odegrali największą rolę dla ukształtowania mojej muzycznej świadomości, wymieniłbym Billa Westcotta (mój nauczyciel muzyki w szkole średniej), Joe Satrianiego (mój nauczyciel gry na gitarze w czasach, gdy byłem dzieckiem), Jimmy’ego Page’a, Franka Zappa, Leonarda Bernsteina, Stravinsky’ego, Alice Cooper, Briana Maya. Gdy tylko mam okazję posłuchać muzyki, najczęściej sięgam po Toma Waitsa. To mój ulubiony z żyjących artystów.

Bardzo dziękuję Ci za poświęcony czas i życzę wielu przyszłych sukcesów.
Również dziękuję.

Rozmawiał: Kamil Mroziński

author

Kamil Mroziński

 18.04.2013   fot. mat. prasowe

Nowy album formacji Trupa Trupa już 27 kwietnia!

Asymmetry 5.0 - Scena Główna we Wrocławskim Centrum Kongresowym

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć