"Muzyka jest komunikatem płynącym z głębi duszy..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 12 minut
Muzyka jest komunikatem płynącym z głębi duszy...
 fot. Jonathan Mannion

Rozmowa z amerykańskim raperem Ali Newmanem, znanym także, jako Brother Ali, poświęcona jego twórczości, religii oraz spojrzeniu na aktualną sytuację polityczną w Ameryce. Zapraszamy do lektury!

Rozmawiamy niemal rok po premierze Twojego ostatniego albumu „Mourning in America and Dreaming in Color”. Opisując tę płytę użyłeś następujących słów: „to nie tylko album, to także nowy rozdział. W chwili obecnej mamy w ludziach rodzaj demokratycznego przebudzenia”. Powiedz, co motywowało Cię do stworzenia wspomnianego krążka? Co chciałeś przekazać?
Myślę, że wkroczyliśmy obecnie w decydujący moment rozwoju Ameryki. Wybraliśmy człowieka, który zdawał się być najbardziej postępowym Prezydentem naszego pokolenia. Niestety, czy to ze względu na brak możliwości, wsparcia, czy odwagi administracja Prezydenta Obamy dowiodła, że nie tylko nie jest ona w stanie rozwiązać i zmienić podstawowych problemów w rządzeniu naszym krajem, ale także przepuściła kilka wcześniejszych projektów Busha. Byliśmy przerażeni funkcjonowaniem Departamentu ds. Bezpieczeństwa Wewnętrznego, aż tu nagle Obama podpisuje projekt ustawy National Defense Authorization Act i przenosi go na następny poziom. Byliśmy zdemoralizowani przez te wszystkie „bushowskie” brudne wojny z innymi narodami, a tymczasem Obama podniósł stawkę i zaczął mordować niewinne kobiety i dzieci (niektórzy z nich to obywatele USA) z pomocą samolotów bezzałogowych. Obama mówi nam o klasie średniej, ale tak naprawdę znaczy ona tyle, co nic. Musimy zająć się rzeczywistymi problemami rosnącej biedy. Ludzie w Ameryce głodują. Tracą swoje domy. Tu nie chodzi o małą grupkę uciskanych pechowców, ale w większości o zwykłych ludzi pracujących w naszym kraju. Kiedyś sam byłem podekscytowany możliwością wyboru Obamy na Prezydenta USA.

REKLAMA
Tool News

Twierdzę, że jego wybór wpłynął dobrze na psychikę wszystkich tych, którzy czują się zmarginalizowani na całym świecie. Zwłaszcza Afro-amerykanów, których sytuacja jest dosyć kiepska. Podoba mi się to, że naszym Prezydentem jest czarnoskóry. Uważam, że ma cudowną rodzinę. Jego żona jest inteligentną i uduchowioną osobą. Jego dzieci są piękne. Niezmiernie cieszyłem się na myśl o czarnym Prezydencie w dniu wyborów, ale trudno było myśleć podobnie z upływem następnych dni. To wszystko nauczyło mnie jednej, chyba najważniejszej w moim życiu rzeczy – że w pojedynkę żaden polityk nie zrobi tego, co trzeba, nie wprowadzi prawdziwych zmian w tym kraju. Jedyną nadzieją na realne zmiany jest oddolna inicjatywa zwykłych ludzi. Odczuwam ból i cierpienie każdej z tych osób, tak jakby należeli oni do mojej rodziny. Sam pochodzę z podobnego środowiska, więc jest to dla mnie niebywale istotne zagadnienie. Biedota, ludzie pracujący, czarni i przedstawiciele innych nacji, ich cierpienie nie jest dla mnie wytworem gazet, czy książek. Stworzyłem ten album, ponieważ uważam, że powinniśmy wyprostować nasze plecy, odejść od ściany i zaangażować się w działania.

Kiedy słucham tej płyty, mam wrażenie, że jest to niebywale pesymistyczny i apokaliptyczny album. Krytykujesz na nim Amerykę oraz ludzi nią rządzących. W utworze „Letter To My Countrymen” powiedziałeś: „Co oznacza bycie Amerykaninem? / Myślę, że walka o wolność jest naszym dziedzictwem…”. Co powiedziałbyś o swoim rodzinnym kraju osobie, która nigdy nie odwiedziła Stanów? Jak opisałbyś Amerykę – jej zalety i wady?
Nie postrzegałbym tej płyty, jako pesymistycznej. Po prostu nie ma na niej zbyt wiele optymizmu. Myślę, że niezmiernie ważne jest wytyczenie granicy pomiędzy optymizmem, a nadzieją. Optymizm to fałszywe przekonanie, że jeśli stale będziemy się uśmiechać i będziemy dla siebie mili, świat zmieni się w lepsze miejsce. Nie wierzę w bycie pozytywnym i pozytywne myślenie, ponieważ w pojedynkę nie naprawimy wszystkiego, co złe. Nadzieja z kolei jest siłą rewolucyjną, przywiązaną do wiary. Nadzieja jest ideą , w której myślę o poważnych zmianach i gotów jestem do poświęceń. Gotów jestem poświęcić mój własny komfort, moją wolność, prestiż, karierę, a nawet życie, gdy tylko jest to konieczne. Jeśli jestem zdecydowany postępować w ten sposób, nie ma mowy, aby jakakolwiek siła kontrolująca wszechświat pozostawiła moje poświęcenie bez nagrody. Zatem mój album pełen jest nadziei, ale nadzieja wymaga działań. Ten album jest więc zaproszeniem do takiego działania, zarówno w samym sobie, jak i małym segmencie świata, który słyszy mój głos.

Przeszedłeś na Islam w wieku 15 lat. To bardzo odważna decyzja, zwłaszcza po wydarzeniach z września 2001 roku. Jak zmieniło to Twoje spojrzenie na życie i ludzi otaczających Cię na co dzień? Jak sądzę, bycie Muzułmaninem w Ameryce, nie jest zbyt łatwe.
Przeszedłem na Islam jakieś osiem lat przed wydarzeniami z września 2001 roku, ale już wtedy Ameryka pełna była niezrozumienia i dziwnych wyobrażeń o Muzułmanach, jako terrorystach. Stałem się Muzułmaninem ze względu na obecny w Islamie temat jedności religii. Owa jedność mówi światu, że tylko jedna uniwersalna siła w całej naszej egzystencji prowadzi nas w kierunku jedynej właściwej rzeczywistości. Istota ludzka winna być zjednoczona w swojej duchowości, a nie ulegać podziałom. Trzeba pamiętać, że niektórzy używają różnych sposobów i różnych nazw dla opisania rzeczywistości, ale Boskość, o której mówię, stanowi doskonałe narzędzie jednoczenia. Ponadto, Islam opiera się na twierdzeniu, że każda istota ludzka jest cenna i wartościowa. Nie odnosi się on do koncepcji grzechu pierworodnego. Koran tłumaczy, że istoty ludzkie powstały z poziomu przyzwoitości. Wszystkie istoty ludzkie postrzegane są, jako część jednej rodziny, którą powinny wyróżniać takie cechy, jak pobożności, szczerość i przydatność dla świata. Takie są główne założenia Islamu. Jeśli przeczytasz historię Malcolma X, który udał się tej nocy na pielgrzymkę do Mekki, przekonasz się, że doświadczył tam uczucia prawdziwego braterstwa, które praktykowane jest w tym miejscu w najszczerszy z możliwych sposobów. Zarówno Islam, jak i Muzułmanie nie mają monopolu na miłość, dobroć, czy też stronę duchową, ale gdy prawdziwie praktykujesz tę religię jest to naprawdę piękna rzecz. Warto zauważyć też, że bycie Muzułmaninem nie oznacza automatycznej przemiany w lepszą osobę. Oznacza to jednak, że przyznajesz, iż wierzysz w coś, co okaże się prawdą. Jedynie praktyka Islamu „na zewnątrz i do wewnątrz” tworzy wszelkie przemiany w życiu i duszy człowieka.

Imam Warith Deen Muhammad stał się jednym z Twoich przywódców duchowych, kiedy zdecydowałeś się na zmianę wyznania. Pamiętam, jak słuchałem jego opowieści o Malcolmie X i sprawie jego zabójstwa w 1965 roku. Ten okres w dziejach Ameryki, podobnie jak życie Malcolma X, a dokładnie El-Hajj Malik El-Shabazza, są mi bardzo bliskie. Zastanawiam się, co zdecydowało o tym, że postanowiłeś zaufać słowom Waritha i przyłączyć się do grona wyznawców Islamu? Cóż, Warith miał wielu wrogów. Ludzie z Narodu Islamu (Nation Of Islam – przyp. red.) nie przepadali za nim…
Tak właściwie to Wallace Muhammad pogodził się z Wielebnym Farrakhanem (przywódcą duchowym Narodu Islamu – przyp. red.) w późnych latach swego życia. Uczył on w sposób wyjątkowy i dokładny zrozumienia przez Afro-amerykanów tradycyjnej religii Islamu. Jego postrzeganie i zastosowanie tej religii w nowoczesnym społeczeństwie bliskie było moim doświadczeniom i rzeczywistości, w jakiej żyłem. Mam głęboki szacunek dla każdego, kto zobowiązał siebie do większej szczerości, większej przydatności społecznej. Kocham swoich braci i siostry z Narodu Islamu. Podobnie zresztą, jak Katolików, Żydów, czy ateistów, którzy są moimi przyjaciółmi. Prawda jest taka, że nikt z nas nie wie, co znajduje się poza sferą rozumowania istoty ludzkiej. Wszyscy ufamy wierze. Niektórzy uważają, że wszystko to jest wszechmocne, wszystko ma miejsce dzięki miłości, miłosierniej sile, która podąża za nami i odpowiada za nasze istnienie. Inni zaś twierdzą, że to nie prawda. Nikt z nas nie wie jednak, jak to faktycznie jest. Dlatego nazywamy to „wiarą”. Trzeba przyznać uczciwie, że ateiści mają potencjał do tego, by stać się fundamentalistami. Osoba, która zaprzecza rzeczywistości staje się fanatykiem. Zwłaszcza, kiedy ma wątpliwości co, do systemu wiary.

Powróćmy teraz do Twojej muzyki. O ile się nie mylę, „Mourning In America and Dreaming In Color” jest już piątym solowym albumem w Twoim dorobku artystycznym. Na przestrzeni tych wszystkich lat, umocniłeś swoją pozycję w świecie rapu. Otrzymałeś także możliwość zaprezentowania swojej twórczości w znanych telewizyjnych programach, pokroju „Late Night with Conan O'Brien”. Ale wiesz co? Powiem Ci szczerze, że w mojej opinii Twój medialny image nie pasuje do tworzonej przez Ciebie muzyki. Kiedy słucham Twoich nagrań, widzę kogoś w pełni niezależnego, kogoś, kto nie jest pompatyczny, nie dostrzegam gwiazdy. A potem pojawiasz się w show tego typu. Dlaczego? To wyłącznie z powodu chęci wypromowania własnych dokonań?
Raczej nie uważam, aby pojawianie się w telewizji było mniej narcystyczne, niż publiczne udostępnianie swojej muzyki. Cała ta egzystencja artystów publicznych opiera się na przekonaniu, że ich własne doświadczenia i ich wizje artystyczne ważniejsze są od społecznej konsumpcji. Wiele osób śpiewa, tworzy utwory, czy maluje w zaciszu domowym, ale gdy podejmują oni decyzję o uwolnieniu twórczości, przekazaniu jej opinii publicznej, przekraczają wówczas określony próg. Moglibyśmy toczyć dyskusję o tym, czym warto upubliczniać muzykę, czy też lepiej jej nie wydawać i czy wpłynęłoby to na wartość naszej kariery. Jak na przykład uważam, że tak. Ale, gdy już raz przekroczysz tę linię - wspomniany próg, nie ma już sensu celowo ograniczać wolności Twojej sztuki. Mnie również zdarza się myśleć, że moja muzyka pełna jest wad, że nadrzędnym jej tematem powinna być ludzkość, miłość, sprawiedliwość, itd. Mam przecież utwory, w których bywam zarozumiały. Tyle, że myślę, iż jest miejsce w muzyce, zwłaszcza w hip hopie, dla ludzi, którzy ponad człowieczeństwo i wartości, przedkładają własną egzystencję i szacunek dla popytu. Mimo wszystko jednak, moja muzyka stanowi próbę przedstawienia pozytywnego oraz przemyślanego spojrzenia na świat, w sposób zabawny i przydatny dla ludzi. Nie uważam więc, aby moje pojawienie się w telewizji przeczyło ogólnemu przesłaniu.

Czy mógłbyś opowiedzieć nieco więcej na temat utworu „Fajr”? Jakie jest znaczenie tej piosenki?
Fajr to nazwa pory dnia. Jest to też nazwa pierwszej z pięciu modlitw odbywanych codziennie przez praktykujących Muzułmanów. Fajr to także czas, gdy światło rankiem wypełnia niebo pięknem swoich barw, a słońce nie wzeszło jeszcze w pełni. Utwór ten przekonuje więc, że najciemniej jest zawsze przed świtem. To moja nadzieja na nowe jutro. Na przebudzenie ludzkiej świadomości. Tkwimy tu w głębi naszego narcyzmu, konsumpcjonizmu, indywidualizmu, gangsterskiej mentalności. Mam nadzieję i modlę się o to, że jesteśmy o krok od uwielbienia, które otworzy nasze umysły i serca. Jest tu pewna idea – przekonanie, że jesteśmy coś winni zarówno sobie, jak i światu. Nie przyszliśmy tu bowiem sami, to nie my zmienialiśmy sobie pieluchy, to nie my uczyliśmy się wzajemnie chodzić i biegać, jeść i bawić się, czytać oraz pisać. Każdy z nas powinien żyć z poczuciem wdzięczności. Przynajmniej w stosunku do tych, których kochamy.

Twój pierwszy album „Rites of Passage” ukazał się w 2000 roku. Co mógłbyś powiedzieć dziś na jego temat? Jak oceniłbyś swoje wcześniejsze nagrania?
„Rites of Passage” było płytą demo. Nadałem jej taki tytuł, ponieważ wiedziałem, że nie odnalazłem jeszcze własnego brzmienia. Kiedy słucham tego projektu, wciąż słyszę na nim wpływ innych artystów. Myślę, że to dobra próba na początek, ponieważ większość muzyków rozpoczyna karierę od naśladowania swoich ulubieńców. Mamy wówczas nadzieję odnaleźć swój styl i umiejętnie wyrażać uczucia. Niezmiernie ważne jest także to, że w ten sposób oddajemy swoisty hołd wszystkim tym, którzy uczyli nas i inspirowali. Zresztą, na koniec dnia i tak zawsze chodzi o kreatywność. Jeśli więc nie odwdzięczymy się tym, na których się wzorujemy, których twórczość wykorzystujemy do własnych celów, wówczas równoznaczne jest to z dopuszczeniem się kradzieży.

Chciałbym zapytać Cię teraz o Rhymesayers Entertainment. Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z tą wytwórnią? Czy prawdziwe jest stwierdzenie, że dużo im zawdzięczasz?
Zdecydowanie uwielbiam Rhymesayers. Jestem muzykiem przez całe życie, ale dawniej nie miałem pojęcia jak rozpocząć karierę. Ci bracia nauczyli mnie, jak być zorganizowanym, pokazali, co robię nie tak, jak można wyżyć z własnej twórczości. Oni nadal stanowią dla mnie inspirację i nie lada wyzwanie.

Zastanawiam się, jaka jest Twoja opinia na temat obecnego przemysłu muzycznego? Kiedy patrzysz na ten cały świat rapu, co sobie wówczas myślisz? Zdaje się, że wiele zmieniło się od czasu, kiedy to po raz pierwszy sięgnąłeś po mikrofon, mam rację?
Hip hop to kultura dziewicza, nauczana i praktykowana na całym świecie. Byłem niedawno w Południowej Afryce i miałem okazję zobaczyć jak dzieciaki ze slumsów, uczą młodszych od siebie breakdance’a, podnosząc tym samym poczucie własnej wartości i tworząc wspólnotę. Są to młodzi ludzie, którzy według zachodnich standardów nie mają zupełnie niczego. Mieszkają w szałasach. W niektórych z nich nie ma nawet energii elektrycznej. Ale mimo wszystko chodzą do szkoły i uczą ośmio-, czy dziewięciolatków jak tańczyć breakdance. Nie mam żadnych wątpliwości, że hip hop obecny jest we wszystkich zakątkach globu. Różnica jest jednak taka, że duże korporacje nauczyły się, jak zarabiać na tym pieniądze. Dokonują selekcji i promują artystów, którzy ich zdaniem oddziaływać będą na niższe warstwy społeczne. Wykorzystują ich do promowania pewnych produktów i pomysłów, które wpisują się w ich elitarny program. Takie obrazki transmitowane są później na cały świat, więc dla kogoś z zewnątrz upadek hip hopu może wydawać się faktem. Prawda jest jednak taka, że nadal istnieją artyści, którzy potrafią rymować.

Pozwól, że zadam Ci teraz jedno proste, ale nie pozbawione sensu pytanie. Powiedz, czym jest dla Ciebie muzyka? Jaka jest jej rola w Twoim życiu?
Muzyka jest komunikatem płynącym z głębi duszy. Dla osoby z dużym poczuciem miłości i duchowości, jest ona także językiem, który pozwala uwolnić nasze serca.

Na koniec naszej rozmowy, chciałbym zapytać o Twoje plany na najbliższe miesiące? Czego możemy oczekiwać od Ciebie w 2013 roku?
Pracuję nad kilkoma projektami, ale nie jestem jeszcze gotowy, aby o nich mówić.

Jestem Ci bardzo wdzięczny, że zgodziłeś się odpowiedzieć na nasze pytania. Dziękuję i życzę powodzenia.
Dziękuję bardzo za pomoc w rozpowszechnianiu słowa. Peace and love!

Rozmawiał: Kamil Mroziński

author

Kamil Mroziński

 07.05.2013   fot. Jonathan Mannion

Poprzytula "Pobudzik" już w sklepach!

Działo się! Festiwal 3maj się Zdrów za nam!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć