"Muzyka jest jednym z najistotniejszych z elementów ludzkiego życia…"

Ten tekst przeczytasz w ok. 12 minut
Muzyka jest jednym z najistotniejszych z elementów ludzkiego życia…
 fot. mat. prasowe

Rozmowa z nowozelandzkim raperem Winstonem Anthony’m, poświęcona jego dotychczasowej karierze muzycznej oraz planom na przyszłość.

Chciałbym, abyśmy rozpoczęli naszą rozmowę od pytania poświęconego początkom Twojej kariery artystycznej. Urodziłeś się w Lilongwe – stolicy Malawi, kraju położonym we wschodniej części Afryki. Wczesne lata dzieciństwa spędziłeś w Londynie, skąd następnie przeniosłeś się do Nowej Zelandii, gdzie żyjesz i tworzysz do dziś. Swoją przygodę z rapem rozpocząłeś w wieku 16 lat. Krótko po tym, portal UndergroundHipHopBlog.com okrzyknął Cię mianem „najbardziej znaczącego hiphopowego artysty Nowej Zelandii”. Wystąpiłeś także podczas prestiżowego festiwalu Indie Entertainment Summit, odbywającego się rokrocznie w Los Angeles. Cóż, zdaje się, że fakt, iż pochodzisz z kraju, który nie kojarzy się z rapem, nie przeszkadzał Ci w osiągnięciu sukcesu. Powiedz, kiedy po raz pierwszy zainteresowałeś się muzyką? Kiedy zdałeś sobie sprawę, jak ważna jej rola w Twoim codziennym życiu?
Pozwól, że zacznę od wyrazów wdzięczności za to, że zaprosiłeś mnie do tej rozmowy. Zainteresowałem się muzyką w bardzo młodym wieku. Pamiętam, że gdy miałem 5, może 6 lat i mieszkałem jeszcze w Londynie marzyłem o tym, by zostać światowej sławy piosenkarzem. Moja rodzina wciąż trzyma te żenujące taśmy wideo nagrane podczas spotkań ze znajomymi, na których widać, jak namawiam brata, by robił za chórek, podczas gdy ja śpiewam piosenki NSYNC (tańcząc i skacząc przy okazji). Pomijając jednak ten wstydliwy dla mnie fakt, muszę przyznać, że to właśnie w tamtym czasie muzyka zagościła w mym sercu na dobre. Jako dziecko, spędzałem dużo czasu z moją starszą siostrą, której również marzyła się międzynarodowa kariera wokalna i to chyba dzięki niej złapałem bakcyla. Z czasem, gdy byłem już starszy, zwróciłem się w stronę rapu i postanowiłem spróbować kilku nowych rzeczy. Tak właściwie to zacząłem rymować, ponieważ wcześniej produkowałem utwory i pisałem teksty dla pewnej hiphopowej grupy, ale to już temat na inną opowieść (śmiech – przyp. red.).

REKLAMA
30 Seconds To Mars News

Przez wielu postrzegany jesteś, jako nadzieja i wschodząca gwiazda nowozelandzkiego rapu. Jako ktoś, kto spopularyzuje ten gatunek muzyczny za granicą. Ciekaw jestem, jak oceniłbyś nowozelandzką scenę hiphopową? Jakie są jej wady i zalety? Pytam, ponieważ w Polsce niewiele wiemy na ten temat.
Dziękuję Ci raz jeszcze. To przywilej zostać uznanym za reprezentanta nowozelandzkiego hip hopu. Myślę, że hiphopowa rodzina w Nowej Zelandii jest zżyta ze sobą tak mocno, że niekiedy zapominamy o tym, jak postrzegani jesteśmy na zewnątrz. W mojej ocenie znajduje się ona w dobrych rękach, a panująca tu kultura wymaga od nas byśmy byli tak prawdziwi, jak to tylko możliwe, gdyż taki jest właśnie hip hop, który sami współtworzyliśmy. Jeśli próbujesz wejść w buty artystów pokroju Scribe’a czy Sida Diamonda musisz być kimś więcej niż tylko dobrym raperem. To wynika ze wspomnianej kultury. Myślę, że tutejsza scena jest jeszcze dosyć młoda, ale daj nam kilka lat, a z pewnością zajmiemy należne nam miejsce w hiphopowym świecie. Nasza podróż już się rozpoczęła, a ja czuję się zaszczycony będąc w centrum tego wszystkiego.

Zastanawiam się, jak wspominasz dzieciństwo? Dość często zmieniałeś bowiem miejsce swego zamieszkania. Sądzę, że wpływ tak wielu kultur odcisnął swe piętno na prezentowanej przez Ciebie twórczości. Czy ktokolwiek inny w Twojej rodzinie również interesował się muzyką?
Tak, jak już wspominałem wcześniej, moja siostra marzyła, by zostać uznaną piosenkarką. O ile się nie mylę, nadal posiada ciekawy głos. Nawet mój młodszy brat zarzuci niekiedy jakimś fajnym freestyle’m. Pochodzę więc z bardzo muzykalnej rodziny. Powracając do pierwszego pytania, przypominam sobie, że swą miłość do muzyki zawdzięczam tak właściwie wujkowi. Grał dla mnie na gitarze, kiedy miałem 4 lub 5 lat. Nauczyłem się nawet, jak zagrać „Wild Thing”. Muzyka odegrała zatem bardzo ważną rolę w moim dotychczasowym życiu. Twierdzę nawet, że ciągła zmiana scenerii, pomogła mi stać się dojrzalszym artystą. Mając styczność z tak wieloma kulturami, niemal zmuszony zostałem do otwarcia swego umysłu. Dzięki temu posiadłem umiejętność pisania tekstów na różne tematy. Stałem się również świadomym obserwatorem tego, co dzieje się wokół mnie, a to pozwala mi z kolei na tworzenie nagrań komentujących kwestie społeczne, takich jak „Trayvon”, czy ostatnio „Ask Zimmerman”.

Przejdźmy teraz do tematu płyty, która z całą pewnością przyczyniła się do dalszego rozwoju Twojej kariery muzycznej. Myślę tu o „BlankCanvas. EP”. Wspomniany krążek składał się z siedmiu utworów, które prezentowały pełnię Twego talentu. Jak zapamiętałeś proces powstawania tego albumu? W mojej ocenie był to dość istotny projekt dla młodego artysty, jakim wówczas byłeś…
Tak, i aby być zupełnie szczerym, muszę przyznać, że czuję się błogosławiony wiedząc, że „BlackCanvas. EP” dotarło aż do Polski! Dosyć dobrze pamiętam początek prac nad tym projektem. Przed „BlackCanvas”, jeszcze w czasach liceum, używałem pseudonimu „Breezy”, a wspomniana płyta EP była dla mnie szalenie ważna. To był bowiem zupełnie nowy start, totalna przemiana w sygnującego ten tytuł swoim nazwiskiem Winstona Anthony’ego. Tworząc album chciałem pokazać kim jestem, jako artysta. Chciałem zasygnalizować, że jestem raperem, stąd mało tam utworów z elementami śpiewu. Na krążku znalazł się głównie czysty, surowy rap, ponieważ moim podstawowym celem było udowodnienie, że potrafię rymować, i jak sądzę, przekonanie słuchaczy, że godzien jestem reprezentować mój kraj na światowej scenie hiphopowej. Wspominam o tym, ponieważ niedługo po premierze tego albumu poproszony zostałem o reprezentowanie Nowej Zelandii podczas Indie Entertainment Festival w Los Angeles. Skoro już jesteśmy przy temacie tej płyty, chciałbym podziękować kilku osobom bez pomocy, których krążek ten nie osiągnąłby takiego standardu. Mam tu na myśli moich dwóch dobrych przyjaciół – Francisa Lindella oraz Tony’ego Douglasa, a także innych producentów, który pomagali przy tym projekcie.

Wybacz, ale muszę o to zapytać. Chciałbym, abyś opowiedział nam o utworze, który zamieściłeś na portalu Soundcloud.com. Mam tu na myśli kawałek „Strangers Again”. Zdaje się, że to dość osobista piosenka, zgadza się? Czemu zdecydowałeś się na jej nagranie? Co działo się wówczas w Twoim życiu?
To zapewne najbardziej interesujące pytanie, na jakie kiedykolwiek miałem okazję odpowiedzieć (śmiech – przyp. red.). Cóż, tym co zapoczątkowało powstanie powyższej piosenki był materiał filmowy o nazwie „Strangers Again”, który ukazywał poszczególne stadia związku dwojga ludzi, ale jak to zwykle w takich produkcjach bywa, wszystko zakończyło się happy endem. W tamtym czasie miałem już za sobą pewien dość poważny związek, stąd świadomy byłem faktu, że podobne zakończenia nie zdarzają się zbyt często. To był jednak film, dlatego postanowiłem wykorzystać jego treść w tym utworze. Piosenka stała się komentarzem do zagadnień przedstawionych w materiale filmowym oraz sytuacji, w której osoba, którą dobrze znasz, z czasem ponownie staje się kimś obcym.

Rozmawiamy niemal rok po premierze Twojej ostatniej płyty „The Winner’s Academy”. Jak opisałbyś ten krążek? W jaki sposób różni się on od Twoich wcześniejszych projektów?
„The Winner’s Academy” stało się dla mnie budulcem. Na początku roku wypuściłem „BlackCanvas”, po to, by dać ludziom do zrozumienia, że to ja jestem Winston Anthony i że potrafię rymować. „The Winner’s Academy” daje słuchaczowi szansę przyjrzenia się artyście ukrytemu za płótnem. Jednocześnie, projekt ten pozwolił mi dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Masz tam więc utwór pokroju „Your City”, stanowiący pokłosie projektu D. Crossa, artysty z Vegas, którego spotkałem podczas moich podróży. Ten kawałek pokazuje także moją różnorodność. To, że potrafię stworzyć singiel radiowy, jako artysta muzyki rap, a nie tylko raper. Jest tam także piosenka „SuperStar”, w której gościnnie wystąpiła moja przyjaciółka Caitlin Ashworth, obdarzona nieprawdopodobnym wręcz głosem. To ważny dla mnie utwór , ponieważ opowiada prawdziwą historię Winstona Anthony’ego. Piszę w nim list do siebie w młodości i tłumaczę dokąd zmierzam, jako artysta. Wspomniany list kończę w momencie przemiany z „Breezy’ego” w Winstona. Ten projekt niemal opowiada historię związaną z powstaniem „BlackCanvas” i ukazuje mój progres od czasu pierwszej płyty EP.

Z tego, co wiem pracujesz obecnie nad powstaniem teledysku do nowego utworu, zatytułowanego „Tight Jeans, Tattoo”. Powiedz, czego możemy spodziewać się po tym nagraniu? Kto jest osobą odpowiedzialną za jego produkcję?
Zgadza się, jestem niebywale podekscytowany możliwością wypuszczenia tego utworu. Jego producentem jest mój dobry znajomy Sligh z CTFD. To prawdziwy „club banger”, którego nagranie dostarczyło mi masę radości. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu ludzi będzie to zaskoczenie – mogą zastanawiać się czemu robię coś takiego, skoro nigdy wcześniej nie nagrywałem w podobnym klimacie. Zawsze jednak pokazywałem, że potrafię doskonalić się w każdym aspekcie hip hopu, stąd uznałem, że to dobry czas abym stworzył „club banger”. Muszę również przyznać, że z pomocą Sligha wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Miałem także sporo szczęścia mogąc zaprosić do udziału w nagraniach mojego przyjaciela Deacha ze SmashProof. To dla mnie wielka rzecz, bowiem grupa SmashProof doskonale obrazuje prozę życia w Nowej Zelandii. Czuję się zaszczycony mając jednego z nich w swoim utworze. Dla mnie to jak nagroda za ten ogrom pracy, jaki włożyłem w powstanie „BlankCanvas” i „The Winner's Academy”. Dzięki temu zresztą postrzegany jestem, jako prawdziwy reprezentant nowozelandzkiego hip hopu.

Twoja muzyka określana jest, jako undergroundowa. Przyznam, że nie do końca się z tym zgadzam, ale ciekaw jestem, jak Ty oceniłbyś ją z własnego punktu widzenia? Gdybyś miał na to kilka krótkich chwil, jak opisałbyś swój styl, sposób w jaki tworzysz nagrania?
Całkowicie się z Tobą zgadzam w tym temacie (śmiech – przyp. red.). Uważam, że moja muzyka jest różnorodna, jest taka, jaką chciałem by była od samego początku. Dla przykładu możesz poszukać w Internecie instrumentalnych wersji nagrań Tyga (amerykański raper – przyp. red.). Niemal wszystkie z nich brzmią tak samo. Podobnie będzie z kawałkami Ricka Rossa. Rozpocząłem przygodę z hip hopem wzorując się na artystach takich jak Kanye West, Jay-Z i Eminem, a więc ludziach, którzy z powodzeniem wielokrotnie zmieniali swój styl. Myślę, że moją twórczość sklasyfikowano, jako undergroundową, ponieważ moja kariera, jako Winstona Anthony’ego rozpoczęła się ledwie rok temu, a w jednym z wywiadów radiowych podkreślano, że niemal dosłownie pojawiłem się znikąd. Mam jednak nadzieję na zbudowanie długotrwałej kariery. Nie chciałbym stać się jedynie twórcą jednego hitu, dlatego też stale podnoszę swoje umiejętności i staram się zająć jak największą powierzchnię hiphopowego płótna. Oczywiście, jak wskazuje na to „BlackCanvas”, jestem przede wszystkim raperem, ale nie oznacza to wcale, że ograniczam się jedynie do nagrywania undergroundowych projektów. Jeśli potrafię tworzyć muzykę rozumianą, jako całość, bez podziału na underground lub szeroko pojęty mainstream, moim celem jest dotarcie do mas. Stanie się ich głosem i to bez pomocy utworów pokroju „Trayvon" oraz „Ask Zimmerman”.

Pozwól, że zapytam teraz o Twoje przyszłe plany. Co zaplanowałeś na najbliższe miesiące? Czego możemy spodziewać się po WiNie (Winston Anthony – przyp. red.) w drugiej połowie 2013 roku?
Pracuję nad pierwszym albumem nagrywanym dla Archon Records, który stanowi także mój trzeci solowy projekt. „Tight Jeans, Tattoo” to część tej całości, obrazująca poziom zadowolenia, jaki odczuwam obecnie. Możesz także oczekiwać kilku prawdziwie hiphopowych kawałków, podobnie jak nagrań w stylu R&B. Możliwe nawet, że pokuszę się o wariacje z innymi gatunkami muzycznymi. Następny projekt będzie dla mnie szansą na ugruntowanie mojej pozycji na nowozelandzkiej scenie hiphopowej. Chciałbym stać się pewnego dnia najlepszym raperem Nowej Zelandii i odnoszę wrażenie, że wspomniany projekt jest mi potrzebny, abym udowodnił sobie, że faktycznie jestem prawdziwym artystą. Współpracując z legendami oraz będąc w ich otoczeniu, czuję, że druga połowa roku będzie dla mnie czasem próby i to w pełnym znaczeniu tego słowa. Pora pokazać, że to mój czas i że moja ciężka praca nie poszła na marne.

Przytoczę tu słowa amerykańskiego rapera Kendricka Lamara, który opisując przemysł muzyczny, stwierdził: „łatwo zapomnieć, kim się faktycznie jest”. Czy nie obawiasz się, że kiedy już zaistniejesz na stałe w świadomości ludzi na całym świecie, kiedy Twoja muzyka puszczana będzie w największych rozgłośniach radiowych, zmienisz się – zatracisz samego siebie? Jak rozumiesz pojęcie sławy?
Łatwo jest zatracić się dla sławy, zwłaszcza, jeśli dążysz jedynie do jej szybkiego zdobycia. Stąd zresztą wywodzi się era „pieniędzy, narkotyków i dziwek”. Ale kiedy wejdziesz w ten biznes z zamiarem użycia sztuki, jako głosu dla ludzi, wtedy wyznaczasz sobie inne priorytety. Dzięki takiemu podejściu ludzie zaczynają przywiązywać większą wagę do własnej twórczości, i jak zawsze powtarzam, bez moich fanów, jestem nikim. Nie planuję zatracić się dla sławy, a oznacza ona dla mnie to, że z jej pomocą więcej ludzi otrzymuje możliwość zapoznania się z wartościowym przesłaniem.

Na zakończenie, powiedz proszę, czym jest dla Ciebie muzyka?
Dla mnie muzyka równoznaczna jest z oddychaniem. Wierzę, że wszyscy posiadamy duszę, a muzyka stanowi jej język. Ewidentnym dowodem na to jest fakt, że dotyka ona nas wszystkich, ale za każdym razem czyni to w inny sposób i na poziomie nieosiągalnym dla zwykłego języka. Wierzę, że życie bez muzyki byłoby bardzo smutne i niepełne. I bez znaczenia jest to, czy ją tworzysz, czy też jedynie jej słuchasz. Muzyka jest jednym z najistotniejszych z elementów ludzkiego życia.

Dziękuję, że znalazłeś dla nas czas. Życzę Ci wielu przyszłych sukcesów i pozdrawiam serdecznie.

Rozmawiał: Kamil Mroziński

author

Kamil Mroziński

 17.09.2013   fot. mat. prasowe

Zobacz Placebo na żywo już dzisiaj na YouTube!

Nowy album Kasi Rodowicz w październiku!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć