"Nasz ostatni album jest jak autorefleksja, walka z samym sobą..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 8 minut
Nasz ostatni album jest jak autorefleksja, walka z samym sobą...
 fot. mat. prasowe

Rozmowa z Evanem Safferem, wokalistą amerykańskiej formacji Evan Russell Saffer.

Na początek chciałbym zapytać o Twojego ojca H.M. Saffera II – znakomitego malarza, którego obrazy przykuły moją uwagę. Ich żywe, lekko przejaskrawione kolory przypominają Twoją muzykę, pełną energii i zaangażowania. Jak sądzę, niewiele osób pamięta dziś, że Twój ojciec był także producentem i autorem tekstów. Bez wątpienia podążasz w jego ślady. Powiedz, jak wyglądało Twe życie u boku tak kreatywnej osoby? Jego zainteresowania, decyzje, które podejmował były niekiedy źródłem inspiracji dla Twoich piosenek?
We wczesnej fazie mego życia ojciec był moją największą inspiracją muzyczną. Często grywał na pianinie w naszym nowojorskim apartamencie. Przesiadywałem wówczas na jego kolanach mając ledwie dwa lata. Później zabierał mnie do studia nagraniowego, gdzie przebywałem w otoczeniu przeróżnych muzyków, podczas gdy on pracował nad dżinglami oraz reklamami radiowymi. Kiedy byłem już nastolatkiem i przeniosłem się z teatru muzycznego na pisanie tekstów oraz granie własnych utworów, on zamienił muzykę na farby. Omawiamy naszą sztukę regularnie, wspólnie słuchamy moich nowych nagrań, a ja odwiedzam jego pracownię zawsze, gdy jestem w domu. Szanuję jego opinię, jako producenta i autora tekstów. Mamy podobne zainteresowania, zaś on jest źródłem mojej inspiracji. Sprawdźcie jego obrazy na tej stronie.

REKLAMA
30 Seconds To Mars News

Jak wspomniałem dorastałeś w artystycznym domu. Dla jednych to błogosławieństwo, dla innych zaś klątwa. Oczekiwania rodziców bardzo często przekraczają możliwości ich pociech – bez względu na to, jak bardzo starają się by tak było, nie potrafią spełnić pokładanych w nich nadziei. Czy nie czułeś się przytłoczony faktem swego pochodzenia? Jakiej przyszłości pragnęli dla Ciebie rodzice?
Rodzice bardzo wspierali moje działania. Mama przez lata uczyła gry na pianinie i zawsze obecna jest podczas moich występów. Nie jest artystką, ale bardzo dobrze zorganizowaną jednostką. Posiadam w sobie cechy obojga rodziców, a z wiekiem, mają oni na mnie jeszcze większy wpływ.

Wierzę, że wszystko, co robimy ma pewien sens. Ukrytą głębię wyrażaną poprzez gesty i słowa. Ciekaw jestem, jakie znaczenie ma Twoja muzyka? Jak brzmi przesłanie, którym dzielisz się ze słuchaczami?
Doskonały segway. Przypuszczam, że zmienia się ono wraz z moją ewolucją. Kiedy byłem młodszy, miałem wiele młodzieńczych oczekiwań. Interesowały mnie rozrywki i nieustanne imprezy. Od zawsze jestem optymistą, ale moja obecna muzyka zyskała pewną głębię, stała się moją osobistą formą wyrazu. Większość nagrań oscyluje wokół tematyki miłości, poszukiwania inspiracji w sobie i innych, wypędzenia moich własnych demonów. Teledysk do piosenki „One Friend” z płyty „The Opponent” dostępny jest obecnie na naszej stronie internetowej oraz kanale YouTube. Bez wątpienia odnosi się on do wspomnianych tematów…obejrzyjcie go. Pod względem tekstowym utwór ten jest w miejscu, w którym znalazłem się nagrywając „The Opponent” (wydany nakładem Uberstorm) oraz mój nowszy materiał, który grywam na żywo z DJem Martinem „Laptop” Kestnerem.

Kilka lat temu przyznałeś, iż świadomie wkraczasz na „niebezpieczne tereny”. Cytat ten odnosił się do Twoich występów w ramach komediowych stand-upów. Odnoszę jednak wrażenie, że eksperymenty muzyczne, których dokonujesz i kierunek, w jakim zmierzasz obecnie, idealnie pasują do powyższych słów. Projekt Evan Russell Saffer zdaje się płynąć pod prąd, przeciw wszechobecnemu mainstreamowi. Zastanawiam się, czy to rzeczywiście prawda? Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
Zdecydowanie. Dokonałem ewolucji brzmienia z chwilą podjęcia współpracy z Martinem Kestnerem nad „The Opponent”. Nawet rozpoczęliśmy już prace nad nowym albumem. W naszych tekstach i wokalach łączymy to, co najlepsze w gatunkach rock/pop z techniką dub, housem i hip hopem. Jesteśmy zdeterminowani, aby nadal wydawać niebezpieczną muzykę, badać granice, i jak zawsze, poruszać ludzi w prowokacyjny sposób.

Wasz ostatni album „The Opponent” ukazał się we wrześniu 2013 roku. Płytę promował wspomniany przez Ciebie singiel „One Friend”. W jaki sposób porównałbyś ją do poprzednich krążków? Czemu zdecydowałeś się na nazwanie jej w ten sposób?
Mój pierwszy solowy album nosił tytuł „Neon Gas”. Możesz odnaleźć go w sieci lub za pośrednictwem mojej strony internetowej. Był to bardziej rockowy krążek, który określam mianem schizofrenicznej rock opery z uwagi na różne ruchy, zmiany metrum, pracę chóru, czy instrumentale w bardzo rockowym klimacie. Zawsze chciałem pracować na elektronicznych bitach i pod koniec nagrań „The Opponent” spotkałem Martina Kestnera. Od tej pory nasza współpraca układa się znakomicie, a my zeszliśmy ze składu trzyosobowego do dwójki – on i ja. Jesteśmy w stanie grać i zaprogramować wszystkie instrumenty, podobnie, jak śpiewać na żywo do bitów i sampli przygotowanych przez Martina. Nie byliśmy pewni, czy ten eksperyment wypali aż do chwili, gdy zagraliśmy niedawno w Nowym Jorku. To był świetny występ dla cudownej publiczności. Wszyscy czuli naszą energię, a muzyka okazała się hitem. Powracając do pytania. Nasz ostatni album jest jak autorefleksja, walka z samym sobą. Wszystkie te demony i elementy mojego życia, które kocham nienawidzić, są obecne na tej płycie. Oczyściłem się w ten sposób z narkotyków oraz alkoholu, uzyskując silne poczucie uduchowienia. Jestem obecnie niebywale skupiony i liczę, że moja muzyka opowie jeszcze niejedną ciekawą historię.

Album ten był również Waszym pierwszym po trzyletniej przerwie. Co takiego działo się z Tobą przez ten czas? Nie uwierzę, że zwyczajnie chciałeś odpocząć od muzyki…
„The Opponent” to największy wynalazek mojego autorstwa. Właśnie na nim dokonałem zwrotu w stronę electro rocka, dub, house’a i hip hopu. To wynik współpracy z Martinem oraz nauki grania na scenie bez obecności pełnego zespołu. Płyta powstawała od początku do końca co najmniej ze trzy razy. Początkowo był to bowiem album rockowy. Potem powiedziałem sobie, że mam dość wydawania płyt w tym gatunku, chciałbym zrobić coś innowacyjnego, przełamywać muzyczne granice. Rozpocząłem więc współpracę z kilkoma producentami muzyki elektronicznej, aż w końcu umieściłem ogłoszenie w Internecie, na które odpowiedział Martin. Zabawne było to, że wiedział kim jestem i widział mój występ z formacją Fixer w CBGB (klub muzyczny Country, Blue Grass, and Blues – przyp. red.). Od tego czasu śledził moją karierę. Bez dwóch zdań zatem, było w nas obopólne pragnienie pracy razem.

Zapytałem już o przyszłość, jakiej pragnęli dla Ciebie rodzice, ale teraz chciałbym wiedzieć, jakie są Twoje marzenia, cele, do realizacji, których dążysz?
Moim celem jest kontynuowanie wydawania świetnej muzyki i dawanie występów na żywo. Chciałbym także osiągnąć równowagę w życiu, co uwzględnia jogę, medytację, regularne ćwiczenia, zero alkoholu i brak narkotyków. Czuję się teraz dobrze i biorę chwilę taką, jaką jest. Żadnych wzniosłych futurystycznych oczekiwań. Uwielbiam współpracować z entuzjastycznie nastawionymi indywidualnościami i z niecierpliwością czekam na okazję do zaprezentowania mojej nowej muzyki.

Artyści często opisują swoje pasje, jako nałogi, z którymi nie chcą walczyć. Wiem, że nie pochwalasz współczesnego modelu społeczeństwa uzależnionego od wszelkiego rodzaju używek. Twoim zdaniem, co zdecydowało o tym, że staliśmy się niewolnikami własnych wynalazków, przyjemności, które miały czynić nasze życie ciekawszym? Konsumpcjonizm to droga donikąd?
Zgadza się. Szczerze mówiąc, na różnych etapach życia, próbowałem odpuścić sobie dalsze tworzenie muzyki, co związane było z negatywnymi skutkami przesiadywania nocami w studio. Za dużo seksu, narkotyków i rock and rolla (śmiech – przyp. red.). Próbowałem dociec, w jaki sposób mógłbym złapać koncentrację, skoro nie potrafię żyć bez muzyki. Zacząłem więc pisać teksty oraz wysyłać je do Martina. I tak w kółko. Co do dalszej części pytania, to ogromny problem w dzisiejszych czasach i robię, co mogę, aby pomóc sobie oraz innym ludziom. Mocno polecam jogę, medytację, ćwiczenia i życie w trzeźwości. To kilka z wielu działań, które prowadzą do oświecenia i pozwalają na osiąganie marzeń. Chwilowe zadowolenie nigdzie nie prowadzi. Niestety, pełno go w mediach oraz pośród naszych znajomych i przyjaciół. Musisz odnaleźć swoją własną drogę, nowych nauczycieli. Przejść przez ten proces, który jest tylko jednym z przystanków w podróży. Poczytaj prace Eckharta Tolle’a oraz Neale’a Donalda Walsha. Dają ciekawy obraz sytuacji.

Gdybyś miał wskazać jedno, najważniejsze wydarzenie w Twoim życiu, które przyczyniło się do dalszego rozwoju Twojej kariery artystycznej, o czym opowiedziałbyś naszym Czytelnikom?
Miałem 9 lat i mieszkałem z mamą na Long Island. Byłem nowy w szkole, ponieważ dopiero, co przenieśliśmy się z Nowego Jorku. Wcześniej chodziłem do prywatnej szkoły – sami chłopcy, atmosfera sztywna. Moja nowa szkoła stawiała na integrację, czułem się więc, jak z innego świata. Byłem dobrym piosenkarzem i nigdy nie zapomnę, jak nauczyciel śpiewu zapytał, czy ktoś chciałby spróbować swoich sił podczas solowego występu na żywo. Byłem jedyną osobą, która zgłosiła swój akces. Zaśpiewałem prosto z serca, żadnych prób. Od tego czasu traktowano mnie inaczej, co naturalnie zawdzięczałem swoim atutom. Rozpocząłem studia nad muzyką, współpracowałem z innymi, próbowałem nowych formatów i podejmowałem ryzyko, podobnie zresztą, jak dziś.

Dziękuję za poświęcony czas. Była to ogromna przyjemność dla mnie. Chciałbym życzyć Ci szczęścia oraz wielu przyszłych sukcesów. Pozdrawiam.

Rozmawiał: Kamil Mroziński

author

Kamil Mroziński

 09.04.2014   fot. mat. prasowe

"MARILYN MONROE" nowym singlem Pharrella Williamsa!

Prong wystąpi w Krakowie!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć