'Muzyka jest nośnikiem emocji i sposobem samorealizacji...''

Ten tekst przeczytasz w ok. 14 minut

Rozmowa z Grupą Operacyjną

Niedawno do sklepów trafił Wasz najnowszy album zatytułowany „Ostry dyżur”. Czym ten krążek Waszym zdaniem różni się od poprzednich?

Mieszko: Jest bardziej zwarty stylistycznie, niż choćby poprzednia płyta. Na „Ostrym dyżurze” wróciliśmy do naszych korzeni, słuchaliśmy dużo oldschoolowego hip-hopu robiąc tą płytę i robiliśmy ją de facto tak, jak zawsze chcieliśmy płytę zrobić: żywiołowo, spontanicznie, bez eksperymentów ale za to z wykopem. Mniej jest na płytce mariaży z innymi stylami muzycznymi a więcej hip-hopu w takim właśnie old-schoolowym sensie: bity, rymy, energia, pozytywne wibracje, wolność.

REKLAMA
Tool News

Płytę promowały utwory „Nie będzie niczego” oraz „Bądź sobą”, w których w prześmiewczy sposób opisujecie nasze polskie podwórko. Jednak zdaniem wielu osób, z którymi miałem okazję rozmawiać na Wasz temat jesteście traktowani jako formacja, która zdobywa popularność w dość banalny sposób – opierając teksty swoich utworów na taniej sensacji. Jak odbieracie tego typu zarzuty?

Mieszko: Co to znaczy „tania sensacja”? To, że nasze kawałki wkładają kij w mrowisko i wzbudzają dyskusje tylko nas cieszy. To znaczy, że nasza muzyka nie jest obojętna. Nie jesteśmy cynicznymi graczami, którzy z notanikiem przygotowują sobie plan, o kim by tu nagrać piosenkę. Reagujemy naszą muzyką i tekstami na otaczające nas bzdury i śmieszne zjawiska. Mówimy o tym co nas bawi, śmieszy, drażni… Robimy to w sposób bezpardonowy, jestem tego świadomy. Ale warto czasem nazwać rzeczy po imieniu.

Kilka dni po premierze płyty wydaliście utwór wspierający Radosława Majdana, po słynnym oświadczeniu rozwodowym Dody. Obserwując Waszą kampanię reklamową dot. płyty „Ostry dyżur” trudno się oprzeć wrażeniu, że nie przepadacie za tą wokalistką ? Zresztą fani Dody, byli oburzeni sposobem w jaki ją potraktowaliście. Nawet do naszej redakcji spłynęło kilka emaili w tej sprawie, po publikacji Waszego oświadczenia, a następnie utworu. Macie więc niepowtarzalną okazję by skierować kilka słów do tych wszystkich oburzonych.

Mieszko: Jak ktoś jest fanem Diody, to ja i tak go nie przekonam do swoich racji (śmiech przyp.red) Doda jest symbolem plastiku i debilizmu. Nigdy nie mówiłem niczego złego o jej muzyce, nie interesuje mnie to zagadnienie, tym bardziej, że znam tylko jej single z telewizji. Ale to jak ona się zachowuje w mediach, wobec ludzi, to co sobą prezentuje… te wszystkie historie o bzykaniu w kiblu z miłości, itp… osłabia mnie to. Nie rozumiem, dlaczego ona budzi podziw. To jest dla mnie jakaś zagadka. Tylko śmiać się z tego można (śmiech przyp.red)

Pozwólcie, że cofniemy się trochę w czasie. Powstaliście w 1996 roku – to już spory kawał czasu. Jak to wszystko się zaczęło, skąd wziął się pomysł na Grupę Operacyjną ?

Ziemowit: To była moja akcja z zamierzchłych czasów (śmiech przyp.red) Założyłem ten zespół z czterema kumplami, po czym robiłem w nim wszystko: muzykę, teksty, nagrania (śmiech przyp.red) Koledzy się znudzili, a ja zawiesiłem projekt. W 2000 roku poznaliśmy się z Mieszkiem, nagrywał u mnie swoją solową demówkę. Po jakimś czasie dogadaliśmy się, żeby działać wspólnie na stałe. Szukaliśmy nazwy, która oddawałaby charakter naszej muzyki. Po kilku dniach bezowocnych poszukiwań, Mieszko rzucił pomysł, żeby przywrócić do życia projekt Grupa Operacyjna. I tak się stało.

Mimo, że na koncie macie już trzy płyty, można chyba śmiało powiedzieć, że właśnie teraz, przy promocji „Ostrego Dyżuru” macie swoje przysłowiowe 5 minut. A co Wy myślicie na ten temat?

Mieszko: Mamy właściwie dwie oficjalnie wydane płyty („Terapia Szokowa” i „Ostry dyżur”). Fakt, że pracujemy wspólnie od siedmiu lat, że gramy koncerty, nagrywamy, skupiamy cały nasz czas na muzyce, przygotował nas na to co się dzieje teraz. Nie jesteśmy z przypadku tu gdzie jesteśmy. Nie nastawiamy się, że teraz jest 5 minut, kiedy musimy się nachapać i wykorzystać wszystko i wszystkich, póki jesteśmy „gorący” (śmiech przyp.red), Zrobiło się wokół nas sporo szumu ale to tylko szansa dla nas, żeby rozwinąć się. Mamy teraz środki aby pokazać słuchaczom i widzom, co robimy, jakie mamy pomysły, kim jesteśmy. Jakbyśmy chcieli 5 minut sławy, poszlibyśmy do jakiegoś „Idola”. A my robimy swoją muzykę totalnie z boku całej sceny muzycznej, sceny hip-hopowej, sławy. Gdy słuchało nas kiedyś tylko kilkadziesiąt osób, robiliśmy to z takim samym zapałem jak dzisiaj. Przez lata nabraliśmy tylko profesjonalizmu. Dzisiaj możemy się lepiej realizować w tym, co zawsze chcieliśmy robić.

Muszę przyznać, że gdy pierwszy raz spotkałem się z informacjami na Wasz temat, zaciekawił mnie temat Waszych słowiańskich imion (Mieszko i Ziemowit przyp.red). Początkowo myślałem, że to Wasze pseudonimy artystyczne. Tym bardziej zaskakujący jest fakt, że się spotkaliście. Jak wyczytałem na Waszej stronie, było w tym trochę przypadku. Czy możecie opowiedzieć, jak się rozpoczęła Wasza wspólna współpraca?

Mieszko: Serio, mamy średnio trzy razy w tygodniu okazję tłumaczyć ludziom, że to nasze prawdziwe imiona; zaczyna to być uciążliwe (śmiech przyp.red)

Ziemowit: Przedstawił nas sobie Krzysiek Szewczyk, nasz nauczyciel muzyki z I LO w Zielonej Górze. Ja już nie byłem podówczas uczniem „jedynki” ale wpadałem z „występami gościnnymi”. To musiało być jakoś w 1999 roku… Mieszko: Ja wtedy „tworzyłem” coś swojego, udzielałem się w kilku projektach hip-hopowych, „raczkowałem” jako autor. Ziemowit miał swój projekt grający muzykę eksperymentalną, był realizatorem w studiu. Zacząłem nagrywać z nim moje solowe kawałki. Na początku totalnie nie mogliśmy się dogadać, kłóciliśmy się o każdy szczegół, drobiazg, nutę, słowo (śmiech przyp.red) Z czasem okazało się, że nasze konflikty są konstruktywne. Nauczyliśmy się dyskutować, rozumieć i zdecydowaliśmy zadziałać jako zespół. Ziemowit: Obaj mamy dość wybuchowe charaktery, więc w początkach współpracy, przy kłótniach zdarzało nam się rzucać w siebie przedmiotami w studiu (śmiech przyp.red)

Porozmawiajmy o Waszej twórczości. Jaką muzykę tworzycie – bo prawdę mówiąc słuchając „Ostrego dyżuru”, ciężko Was jednoznacznie zaszufladkować do kategorii squad hip hopowy, bardziej stawiałbym na hip-hop z elementami popu. Czytając komentarze na różnych portalach internetowych, można nawet spotkać się z opiniami, że tworzycie tak zwaną „masówkę”, że Wasza muzyka to coś na kształt taniego produktu z marketu o niskiej wartości lub nawet, że reprezentujecie nurt o dziwnie brzmiącej nazwie „hiphopolo”. A jak jest naprawdę?

Mieszko: Czytając niektóre dyskusje na portalach można się też z pewnością dowiedzieć, że tak naprawdę jestem rosyjską agentką i mam dziecko z Giertychem… Chcę przez to powiedzieć, że komentarze na portalach nie są, delikatnie mówiąc, specjalnie miarodajnym źródłem informacji (śmiech przyp.red) Czy nas nie da się zaszufladkować? Chciałbym żebyś miał rację. Na pewno nie jesteśmy „typowym” składem hip-hopowym. My gramy swoją muzykę. Oczywiście nie porównuję nas bezpośrednio do nich, ale spójrz na Beastie Boys – to zespół, który jeśli chodzi o estetykę, stylistykę czasem gra czysty hip-hop, a czasem potrafi zagrać na rockowo, ale zawsze gra na swój specyficzny sposób. To jest mój ideał w pewnym sensie. Nie da też się wg. mnie ich zaszufladkować, bo jak ich hip-hop ma się do panujących aktualnie tendencji a`la 50 cent i okolice? No nijak. To coś zupełnie na przeciwnym biegunie artystycznym dla mnie. A jednak i to i to jest nazywane hip-hopem. Z nami jest podobnie. Jak technicznie nazwać naszą muzykę? Słuchasz tego i słyszysz, że jest to rap. Bity są ewidentnie hip-hopowe. Gdzie konkretnie słychać te elementy popu? Mi się tego trudno doszukać. A że w przeciwieństwie do 99,9% raperów w tym kraju mamy zrozumiałe dla „zwykłych” ludzi teksty, i normalną dykcję, która pozwala Ci skumać o czym w ogóle była piosenka, to już tylko nasz atut. Nie adresujemy swojej muzyki do takiego czy takiego środowiska, a do ludzi, którzy nadają na podobnych falach. Ja nikogo nie staram się przekonać, że mam 100% racji na każdy temat, nie staram się dowieść nikomu, że mój rap jest lepszy niż czyjś. Ja po prostu piszę takie a nie inne teksty, wyrażające taki a nie inny punkt widzenia. Kończąc temat proszę jeszcze serdecznie o wyjaśnienie jaki podmiot, albo jaka osoba, decyduje czy coś jest „produktem niskiej wartości” czy nie jest, bo ja się nie spotkałem z żadną klasyfikacją tego typu. Trudno mi się zatem odnieść do postawionego pytania (śmiech przyp.red)

7. Jakie nadzieje wiążecie z albumem „Ostry dyżur”. Czy możecie się z nami podzielić swoimi planami na przyszłość?

Mieszko: Nadzieje? (śmiech przyp.red) Pokój na świecie i śmierć Giertycha (śmiech przyp.red) A na serio, to dla nas jako artystów, od kiedy skończyliśmy prace nad albumem i oddaliśmy go do tłoczni, to w pewnym sensie jest to zamknięty rozdział i już pracujemy w studiu nad czymś zupełnie nowym. Chcemy grać i gramy bardzo dużo koncertów z materiałem z tej płyty. Chcemy żeby ta muza trafiła do ludzi, bo po to ją nagraliśmy. Jakbyśmy chcieli to zrobić tylko dla siebie, to byśmy nie wydali tego, tylko słuchali sobie w samochodzie (śmiech przyp.red). Z najbliższych planów, to na pewno zrealizujemy jeszcze jeden teledysk do tej płyty. Właśnie się zastanawiamy do jakiej piosenki. Mamy kilka pomysłów na ten temat.

8. Myślę, że wiele się nie pomylę, mówiąc, że jesteście osobami o dużym poczuciu humoru. Czy nie obawiacie się, że dzięki takim kompozycjom jak „Nie będzie niczego” – będziecie odbierani jako formacja o charakterze kabaretowym? W sumie, to nie wiadomo, czy z wielu sytuacji które zachodzą w naszym kraju bardziej się śmiać czy płakać.

Mieszko: LPR też jest kosiarsko śmieszne, a nikt nie mówi, że to kabaret. Tyle, że jak się zastanowić, to oni rządzą naszą edukacją, i to już nie jest śmieszne… My się w ogóle mało czego obawiamy.

Ziemowit: Raka boję się najbardziej. Wszystkiego się boję…

Mieszko: (śmiech przyp.red)

Ziemowit: (śmiech przyp.red)

Mieszko: Odpowiadając już całkiem serio na Twoje pytanie, to my jednak wolimy się śmiać niż płakać. A jak będziemy odbierani? Zapraszamy na koncerty, przekonamy się wspólnie (śmiech przyp.red)

9. Czas na pytanie, które można spotkać we wszystkich moich wywiadach. Czym jest dla Was muzyka?

Mieszko: Sposobem na samorealizację. Nośnikiem emocji.

Ziemowit: Czymś co zawsze chcieliśmy robić. Ja zawsze bałem się, że przyjdzie taki dzień, że będzie trzeba zawiesić marzenia o byciu zawodowcem i pogodzić się z tzw. prozą życia – znaleźć sobie jakąś „normalną” pracę. Muzyka jest więc dla mnie sposobem w jaki realizuję siebie.

Odejdźmy od tematów stricte muzycznych. Jesteście popularni, jednak na temat Waszego życia prywatnego niewiele można się dowiedzieć. Czy zatem staracie się oddzielać karierę od życia prywatnego? Może dacie się namówić na kilka zwierzeń typu : „czy chłopaki są do wzięcia?” . Mam nadzieję, że sytuacje w stylu „lecące części garderoby na scenę rozkochanych fanek”, czy „listy uwielbiające” – nie spowodowałby jakiś przykrych konsekwencji? Czy w ogóle zmagacie się z problemem popularności?

Mieszko: Gramy specyficzną muzykę, więc mamy specyficznych fanów. Staramy się poświęcać czas ludziom, którzy poświęcili swój czas nam. Dostajemy rzeczywiście masę maili, ale rzadko są to histeryczne wyznania miłosne (śmiech przyp.red) Ludzie raczej piszą do nas żeby powiedzieć nam, co doceniają w naszych kawałkach, a z czym się nie zgadzają. Bardzo mi to imponuje, bo znaczy, że oferujemy im coś więcej niż entertainment. Popularność jako taka jest problemem tylko gdy podczas masowej imprezy włącza się syndrom „niedostępności” – każdy chce być jak najbliżej miejsca, gdzie można wziąć od nas autograf i przybić nam piątkę, ludzie napierają na siebie, depczą się, tratują – niebezpieczeństwa podczas „spędów” to dla mnie jedyny mankament tzw. popularności. Popularność jako taka, tzn. fakt, że ludzie Cię rozpoznają na ulicy, to naturalna konsekwencja tego czym się zajmujemy, nie ma się nad czym rozwodzić tutaj, po prostu tak będzie i lepiej się z tym pogodzić, niż próbować odgrodzić od ludzi. W życiu prywatnym natomiast chyba jesteśmy dość tradycyjni. Obaj jesteśmy w stałych związkach, nasze dziewczyny rozumieją jak sądzę jakie są konsekwencje naszego „zawodu” i jak na razie nie mamy z tym trybem życia problemów. Zobaczymy jak to się potoczy…

Teraz pytanie całkiem serio: Czego najbardziej nienawidzicie w tak zwanym polskim show-biznesie, a co Waszym zdaniem jest całkiem niezłe?

Mieszko: Nienawiść to bardzo silne słowo. Mnie bardziej rozśmiesza ogólny poziom rynku muzycznego niż budzi nienawiść. Smutno mi tylko trochę, że ogólnie ludzie w Polsce nie mają kasy. Jesteśmy niemal 40 milionowym narodem ale nie stać nas na wytworzenie profesjonalnego, zajebistego rynku rozrywki – zobacz na nasze filmy, na ilość i jakość wydawanych płyt i nagrywanych teledysków… Sztuka i rozrywka to dobra zbytkowne, świadczące o zamożności społeczeństwa, które je wytwarza. Jak zestawisz polskie zarobki i polskie ceny płyt, to trudno się dziwić, że artyści narzekają, że nie mogą rozwinąć skrzydeł. Myślę, że nasi topowi artyści byliby nieco mniej buraczani gdyby mogli na swoją działalność przeznaczać większą kasę. Ale rachunek ekonomiczny wyraźnie sygnalizuje, że nie ma w Polsce miejsca na wypasione, wysokobudżetowe teledyski, bo to się najnormalniej w świecie nikomu nie zwróci. A wracając do pytania, to jest rzeczywiście jedna rzecz, która mnie osłabia – tzw. wożenie się, czyli zachowanie nadęte i pełne pozy. To jest ogólna choroba bardzo wielu polskich artystów, taka zwyczajna pozeriada – ostentacyjne noszenie ciemnych okularów, wyliczanie ile autografów się udzieli danego wieczoru, umawianie na specjalne, zamknięte spotkania z wybranymi… To jest wszystko takie niesamowicie udawane u nas i dlatego mnie denerwuje. Artysta w Polsce to jest normalny człowiek, taki jak jego słuchacze – nie jest specjalnie bogatszy od nich, nie widział specjalnie więcej świata niż oni, ma po prostu pracę, polegającą na występowaniu przed nimi i produkowaniu się. Nie jest to powód, żeby się wywyższać.

Wytwórnia My Music jest bardzo zaangażowana w Waszą promocję. Jak Wy oceniacie Waszą współpracę?

Mieszko: Bardzo pozytywnie. My Music jest zorganizowane w bardzo przyjazny, nie-korporacyjny (śmiech przyp.red) sposób. To dzisiaj bardzo ważna na rynku firma. Artysta nie czuje się u nich jak trybik w wielkiej, strasznej machinie, tylko swobodnie, na luzie, sympatycznie. Artysta ma też tam zupełnie wolną rękę. Jeśli Cię biorą, biorą Cię takiego jaki jesteś i nie ingerują w Twoją wizję artystyczną. To naprawdę komfortowa sprawa.

Co prawda nasz wywiad nie jest wywiadem telewizyjnym, przerywanym reklamami, ale pozwolicie, że nie będę gorszy. Co prawda nie w formie typowej natrętnej reklamy internetowej, ale w formie autoreklamy prosiłbym Was o odpowiedź na pytanie: Dlaczego warto zainteresować się twórczością Grupy Operacyjnej?

Mieszko: Bo to bardzo charakterystyczna twórczość, na dzień dzisiejszy w Polsce jedyna w swoim rodzaju. Ma to oczywiście dla różnych ludzi różne konsekwencje, ale nie zmienia faktu – nikt nie gra tak jak my. Nie jesteśmy zespołem grającym w jakiejś tendencji – gramy swoją muzykę. Jeśli ktoś ma dość artystów rapowych, który coś tam pieprzą o buncie, przesłaniu, ulicy, rewolucji, ale w klipach śmigają w butach za 500 zł i tak pokazują swoją walkę z systemem, to może znaleźć w Grupie Operacyjnej świeży powiew na scenie. Jeśli ktoś lubi rap z czasów, w których raperzy nie wyciągali jeszcze „świętego miecza gniewu” i nie truli dupy pozując na filozofów i wielkich przewodników duchowych, to może polubi naszą muzę.

Na sam koniec: Czego Wam życzyć?

Mieszko: Konsekwencji, świeżych pomysłów, energii do robienia nadal na 100% możliwości tego co robimy.

Ziemowit: Miliona dolców (śmiech przyp.red)

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Sebastian Płatek

Grupa Operacyjna

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 11.06.2007  

Konkursy NetFan.pl - Lista laureatów

Lady Pank: Skandal na koncercie

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć