'Muzyka jest dla mnie Alfą i omegą. Początkiem i końcem...''

Ten tekst przeczytasz w ok. 12 minut

Rozmowa z Kamilem Kuźnikiem – wokalistą grupy GandahaR

Pod koniec sierpnia ukaże się Wasz debiutancki album zatytułowany „Nowa Kamasutra”. Tytuł dość kontrowersyjny – skąd więc pomysł, by właśnie tak nazwać płytę?

Od dawna próbowałem przeforsować koncepcję albumu jako niegrzecznej opowieści gloryfikującej sytuację określaną kulturalnie jako „manage a trois” – tym bardziej, że kilka piosenek wyraźnie o takich sytuacjach traktuje. Ale od wielu miesięcy borykaliśmy się z wyborem tytułu – w końcu to nasza PIERWSZA płyta – jak nazwać swoją PIERWSZˇ płytę w życiu? Podczas jednej z prób w czasie dyskusji przyszedł nam właśnie pomysł na słowo „kamasutra” – bo niby niegrzeczne, a jednak subtelne. No, a że rzecz traktuje o trójkątach – więc „nowa kamasutra”. Nie ukrywamy, że jednym z argumentów „za” był aspekt czysto marketingowy – chęć zaintrygowania potencjalnego klienta, który skusi się na nowe wydawnictwo mogące rozszerzyć jego wiedzę w zakresie „pożycia intymnego” (śmiech przyp.red)

REKLAMA
Judas Priest News

Nagrań dokonaliście w studio Toya Sound w Łodzi. Jak wyglądały prace nad płytą i jak długo one trwały?

Pierwotnie zaproponowano nam wejście do studia w marcu 2007. Uznaliśmy jednak, że nie jesteśmy jeszcze gotowi z wszystkimi kompozycjami, wybraliśmy więc maj 2007. Cykl akcji „Pierwsza płyta”, o czym za chwilę, zakłada, że każdy nagrodzony zespół ma miesiąc na nagranie płyty. Nie inaczej było z nami. Do końca maja materiał musiał zostać zarejestrowany. Praca wyglądała profesjonalnie, głównie za sprawą koordynatora realizacji – Pawła Marciniaka. Paweł na co dzień jest basistą Varius Manx, ale jak się okazało, przez kilka ostatnich lat „zjadł zęby” na realizacji i produkcjach muzycznych, ucząc się fachu także w USA. To sprowadziło prace nad płytą na jeszcze wyższy poziom. Zaczęliśmy więc od towarzyskiej integracji zespół-realizator (śmiech przyp.red). Potem przystąpiliśmy do nagrania sekcji rytmicznej – czyli perkusji i basu. Dla ułatwienia grałem z chłopakami w tym samym czasie w reżyserce nagrywając tzw. „piloty”, żeby lepiej uchwycić atmosferę wspólnego grania. No, a potem dokładanie następnych „klocków” – partie gitar, instrumentów klawiszowych itd. Nie obyło się bez interesujących gości. Pierwszym z nich była Tatiana Buniak – Ukrainka grająca na instrumentach perkusyjnych. Bardzo zdolna, notabene jedna z moich studentek w klasie wokalu w krakowskiej szkole jazzu i muzyki rozrywkowej, w której mam zaszczyt wykładać. Kolejnym gościem – a właściwie gośćmi była... grupa dzieci w wieku przedszkolnym! Dzieci zaśpiewały chórem refren piosenki „Kogo To Obchodzi”. Trochę martwiliśmy się co ich rodzice powiedzą, kiedy dzieci zaśpiewają zdanie „wszystko i wszystkich >>per-rectum<< masz” ale na szczęście wszyscy byli tak podekscytowani wizytą w profesjonalnym studiu, że wszelkie niuanse w zakresie treści zeszły na dalszy plan (śmiech przyp.red). Poza tymi przygodami w piosence „Babe I Had A Fever” wzięli udział nasi znajomi z Łodzi. Na koniec podogrywałem jeszcze partię instrumentów akustycznych no i potem ciężka, ciężka (zwłaszcza dla realizatora) praca nad nagraniem wokali (śmiech przyp.red). Bo do każdej piosenki potrzebne było indywidualne podejście. Np. „Smiles & Tears” zależało mi żeby nagrać na maksymalnie zdartym gardle. Umówiliśmy się więc na sesję po moim koncercie, tak na 2:00 – 3:00 w nocy. Efekt był wyśmienity. Ale to nie ułatwiało życia Pawłowi. Daliśmy jednak radę. Na początku czerwca materiał był gotowy do zmixowania i masteringu. Dodam ciekawostkę, że nagraliśmy więcej piosenek ponad to, co docelowo znalazło się na płycie. Mimo napiętego planu pracy bardzo mi zależało na takiej sytuacji by móc wybrać lepsze piosenki i wyeliminować słabsze. Udało się. Płyta jest mocna (śmiech przyp.red).

Kto jest wydawcą Waszego debiutanckiego krążka?

Wydawcą płyty jest firma ROSSMANN. Jej właściciel wraz z Adamem Kołacińskim z Radia Łódź wymyślili przepiękną akcję „Pierwsza Płyta” z myślą: „dajmy szansę zdolnym zespołom, których nikt nie chce wydać, a których nie stać na wydanie płyty własnymi siłami”. Rozpisali konkurs i zostali zasypani płytami demo. Ogromnym wyróżnieniem dla nas był fakt, że nasze demo od razu zwróciło ich uwagę (także Pawła Marciniaka – członka jury) i tym samym dołączyliśmy do grona szczęśliwców, którym autentycznie zafundowano profesjonalną sesję nagraniową w znakomitym studiu, produkcję i dystrybucję albumu na terenie całego kraju. Jesteśmy szczęśliwi, że zostaliśmy zauważeni i że mogliśmy udowodnić, że warto było w nas zainwestować. „Nowa Kamasutra” jest tego najlepszym dowodem.

Zacznijmy może od początku. Jak się zaczęła Twoja przygoda z muzyką? Dlaczego zdecydowałeś się na zawód muzyka, przecież istnieje o wiele więcej mniej pracochłonnych, a zarazem lepiej płatnych zawodów.

Nie sądziłem, że będziemy mówić o prehistorii (śmiech przyp.red) – jak zaczęła się moja przygoda z muzyką... podobno zamęczałem moją babcię śpiewaniem jak tylko zabierała mnie na spacery jako dwulatka (śmiech przyp.red). Ale z tym śpiewaniem nie ma żartów, są na to dowody, mam taśmy prawdy (śmiech przyp.red). Moja mama je przechowuje do dziś, ostatnio zrobiłem digitalizację, remaster i zgrałem je na CD. Ale do rzeczy. Podświadomie zawsze ciągnęło mnie do muzyki, takich rzeczy nie da się przeskoczyć. Mama roztropnie to zauważyła i zapisała mnie do szkoły muzycznej. Po 12 latach dorobiłem się dyplomu skrzypka, w międzyczasie jednak konsekwentnie parłem w stronę muzyki rozrywkowej. Bo scena – to było miejsce gdzie do dziś czuję się jak ryba w wodzie. Albo się to uwielbia albo nie. Postanowiłem poświęcić temu życie. Nie zgodzę się z tym, że jest o wiele więcej mniej pracochłonnych a zarazem lepiej płatnych zawodów. czyli np. co? kierowca walca drogowego? (śmiech przyp.red). Ostatnio było o tym głośno. Obecnie śpiewam w chórku jednej z największych gwiazd polskiej estrady. Dzięki tej pracy zwiedziłem kawał świata – i jeszcze mi za to zapłacono! 3 razy USA, Kanada, Rosja, Anglia, a nawet tak egzotyczne miejsca jak Liban czy Irak! To jest zły zawód? Nie mam pytań (śmiech przyp.red). Inna rzecz – że ciężko pracuję na swój zawodowy sukces. Bardzo szanuję moją pracę jako chórzysta, nigdy w życiu nie miałem i pewnie nie będę miał równie atrakcyjnej i prestiżowej. Ale cały czas walczę też o to, żeby móc zaistnieć z moją muzyką, z moją wrażliwością, z moją treścią. GandahaR to moje dziecko i walczę dla niego wszystkimi siłami. Na szczęście ludzie zaczynają doceniać naszą muzykę i to jest dla nas największa nagroda. A takie rzeczy są nie do przeliczenia na pieniądze.

Z płytą z pewnością wiążecie pewne oczekiwania i nadzieje? Jaki wynik sprzedaży Was zadowoli? Czy jesteście gotowi na sukces?

Każda sprzedana płyta to nasz potencjalny słuchacz – a każdy jest na wagę złota. Ale rozumiem sens pytania – czy liczymy na sukces rynkowy. Odpowiem tak – zawsze się liczy na sukces. Ale wiadomo jak jest. Po pierwsze – kto dziś w dobie mp3 i internetowego piractwa kupuje płyty? Po drugie – gdyby duża komercyjna stacja radiowa grała nasz singel przez 3 tygodnie co półtorej godziny non-stop – wtedy spokojnie obserwowałbym naszą płytę znikającą masowo z półek sklepowych. A my nie mamy takiej mocy i takich pieniędzy, żeby być prezentowanymi przez „dużą, komercyjną stację radiową”, To sarkazm, ale podszyty żalem. Robimy co możemy w kwestii promocji, internet daje duże możliwości. Naszym dużym atutem jest przychylność radiowej „Trójki” w osobie Piotra Kaczkowskiego. On dociera do tej grupy słuchaczy, która jeszcze kupuje płyty (uśmiech przyp.red). Naszym dużym atutem są koncerty. Nikt w Polsce tak nie gra. Wiem, że Polacy nie lubią takiego podejścia, takiego rodzaju „public-relations”, ale naprawdę – można nas łatwo sprawdzić – a my możemy to udowodnić (uśmiech). Czy jesteśmy gotowi na sukces? Nie wiem, chyba tak. Predestynuje nas do tego nasze doświadczenie sceniczne oraz doświadczenia pochodne, nie zawsze miłe. Lata pracy i rozczarowań. Lata kopania nas w tyłek i wypraszania za drzwi z tekstem „to MY zadzwonimy do pana”. Teraz mamy szansę pokazać, co potrafimy.

Jako, że płyta dopiero trafi na rynek, stąd też nie miałem możliwości zapoznać się z jej zawartością. Zanim jednak będę miał taką okazję, prosiłbym Cię o kilka słów zachęty. Dlaczego warto sięgnąć po ten krążek? Jakie klimaty znajdę na tej płycie?

Ta płyta to zero kompromisów. Jedną z nieocenionych zalet tej nagrody był fakt, że dano nam absolutnie wolną rękę jeśli chodzi o to – co i jak chcemy nagrać. Tak naprawdę mogliśmy wejść do studia i zagrać 40 serenad na piłę tarczową i grzebień – nikt nie ingerował w naszą koncepcję muzyki. To pozwoliło nam rozwinąć skrzydła i nagrać płytę naszych marzeń – płytę, o której możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że to nasza płyta. Część kompozycji jest moja, część wszystkich członków zespołu. Zarzuca się tej płycie eklektyzm, ale dla nas to komplement – to właśnie siła tego wydawnictwa, to wybuchowa, piorunująca mieszanka naszych wspólnych zainteresowań, a wszystko to wymieszane w wyśmienitym rockowym sosie. Trudno się mówi o muzyce, sto razy lepiej jej słuchać – w przypadku tej płyty warto zrobić to uważnie chociaż raz. Wtedy wszystkie kontrargumenty tracą sens.

Porozmawiajmy teraz przez chwilę o samej nazwie zespołu. Kto zdecydował o tym, by stała się ona Waszym znakiem firmowym?

To mój pomysł. Kiedy zaczynaliśmy muzykować z moim kolegą ze szkoły muzycznej, Jarkiem Kopczyński, uformowaliśmy duet „Jarek & Old”. On – Jarek, a ja Old – taki pseudonim, jak w komiksie „Old Shatterhand” albo „Surehand”, już dokładnie nie pamiętam. Jarkowi kompletnie ta nazwa się nie podobała, stwierdziłem więc, że jeśli jest taki marudny, to niech sam wymyśli nazwę. Wtedy on przyniósł kartkę z kilkudziesięcioma tak pokrętnymi nazwami, że aż złapałem się za głowę – „Nietykalni”?? „Zamarła Turnia”?? „Otwarte Okno”?? A ja wtedy zdobyłem od kolegi jedną z pierwszych oficjalnie w Polsce wydanych legalnie kaset video z bajką fantasy pt. GandahaR. Historia dzieje się w krainie GandahaR, której stolicą jest Jaspera (czyt. Żaspera). I mówię Jarkowi, że może Jaspera. On na to, że Jaspera nie. A GandahaR? Jarek na GandahaR przystał i tak oficjalnie od tego momentu zaczęliśmy firmować tą nazwą nasze muzyczne poczynania.

Z wydaniem płyty wiąże się także jej promocja. Czy możesz nam przybliżyć, w jaki sposób zamierzacie promować swój materiał?

Przede wszystkim rozprowadzamy singel z piosenką „Quiat Paproci” promujący nową płytę. Odwiedzamy wiele lokalnych i regionalnych stacji radiowych w ramach tzw. press-tour. Uczestniczymy w programach TV, które mam nadzieję, przyciągną potencjalnych słuchaczy na naszą stronę www.gandahar.pl . Na początku września realizujemy teledysk do piosenki „Quiat Paproci”. No i przede wszystkim – koncerty, koncerty, koncerty. Ich liczba systematycznie wzrasta, więc najlepiej śledzić ich daty i miejsca na www.gandahar.pl

Polski rynek muzyczny jest obecnie dość przewidywalny. Dominują na nim artyści, którzy nie przykładają zbyt dużej wagi do tzw. „głębi” swoich utworów. Jak sądzisz, jaką rolę odegra w tym wszystkim GandahaR?

Przewróci wszystko do góry nogami. Stanie się idealnym antidotum. Dotrze do tych, którzy powyższą sytuację mają już po dziurki w nosie.

Czym jest dla Ciebie muzyka?

Wszystkim. Alfą i omegą. Początkiem i końcem. Nie, no żartuję, nie dorabiajmy do tego jakichś górnolotnych ideologii (śmiech przyp.red). Ale faktem bezspornym jest, że to właśnie muzyce poświęciłem całe swoje życie – czas edukacji i swoje życie zawodowe. Ale uczyniłem to z pełną świadomością konsekwencji, plusów i minusów. Jestem człowiekiem uwielbiającym podróże, nienawidzącym ustabilizowanego styl życia – muzyka idealnie wpasowała się w mój charakter.

Odejdźmy na chwilę od tematyki muzycznej. Jak wygląda Twoje życie na co dzień? Czym się zajmujesz poza nagrywaniem utworów?

Hmm... (długo się zastanawia, drapie po głowie). Lubię radio. Kiedyś pracowałem w radiu jako prezenter, bardzo mi tego brakuje. Ech, ale to też muzyka (śmiech przyp.red). Lubię fotografować i filmować. Zwykłem buszować po internecie od czasu do czasu. Oglądam się za pięknymi dziewczynami (śmiech przyp.red). Ale tak naprawdę to... chyba wszystko co robię jest jednak związane z zespołem, z muzyką. Bo nagrywanie utworów to 10 procent całej pracy. Trzeba przecież te utwory „opakować”, wymyślić im okładki, wyprodukować, zanieść gdzie trzeba, walczyć o prezentację ich gdziekolwiek. To są spotkania, podróże, wywiady, sesje foto i video. Kiedy walczy się o swoje, poświęca się temu dwieście procent swojego czasu, sił i energii.

Jakiej muzyki słuchasz? Czy macie grono swoich ulubionych artystów którzy Was inspirują?

To zawsze jest trudne pytanie. Z muzykami zawsze tak jest, że jak się ich spyta o inspiracje to ryzykuje się, że podadzą albo kompletnie nieznane nazwiska, albo sypną listą tak różnorodnych wykonawców, że trudno jest spróbować nakreślić chociaż ogólny styl, jaki tego muzyka interesuje. Ja słucham bardzo różnych rzeczy. Ortodoxyjnych wyznawców rocka może zszokować fakt, iż moimi idolami są, obok Pink Floyd, AC/DC czy Led Zeppelin, np. Michael Jackson albo Al Jarreau. Albo Peter Gabriel. albo Depeche Mode. Albo Outcast. Albo Eurythmics. Albo Barbra Streisand. Jak przychodzi odpowiedni nastrój to i Vanessą Paradis można się nasycić. Jej płytę „By My Side” produkował przecież Lenny Kravitz. Inspiracje można znaleźć wszędzie, moim skromnym zdaniem świadczy to o pewnej „inteligencji muzycznej”. Mówi się – „człowiek oczytany”. Idealnym synonimem byłby tu „człowiek osłuchany” – to inspiruje, pozwala czerpać z różnych źródeł, najlepszych wzorców, bez uprzedzeń.

Na koniec dość standardowo: Czego Wam życzyć?

No, chyba połamania piór, jak na maturze (śmiech przyp.red). Czego nam życzyć, hm... może tego, żebyśmy dotarli do jak największej rzeszy słuchaczy, do ludzi, do ludzi... to chyba z literatury. Ale to ludzie są najważniejsi w tym wszystkim. Wszyscy Ci, którzy przychodzą na koncerty, którzy odwiedzają stronę, którzy kupują płyty. To dla nich walczymy, to dla nich istniejemy.

Dziękuję za rozmowę

Kamil Kuźnik

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 21.08.2007  

Elena Bogdanovich - od 22 sierpnia w Polsce

Remont Shakin'a Dudiego

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć