FOTORELACJA

Meshuggah i Decapitated zagrali w krakowskim Kwadracie - fotorelacja

W upalne popołudnie piątego czerwca 2018 na zaproszenie Knock Out Productions w krakowskim klubie Kwadrat zagrali Meshuggah i Decapitated. Klub ten do największych nie należy, ale nie jest też mały. Wiedziałem o tym, że koncert jest wyprzedany, więc spodziewałem się, że będzie tłoczno, ale gdy lekko spóźniony dotarłem w okolice klubu rzeczywistość przeszła oczekiwania. Choć ekipa z Krosna supportująca gwiazdę już łoiła na scenie przed wejściem do klubu stała jeszcze baaaardzo długa kolejka ludzi w czarnych podkoszulkach. Jak zwykle na koncertach organizowanych przez KnockOutProd wszystko szło sprawnie, i dość szybko znalazłem się w środku. Takiego tłoku na koncercie w tym miejscu nie pamiętam. No ale przy takim zestawie na scenie nie ma się czemu dziwić...

Panowie z Krosna wracają na sceny po kilkumiesięcznej nieobecności spowodowanej pertubacjami, o których wiemy z mediów. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i chłopaki są zwarci i gotowi oraz chyba głodni grania. Rasta szalał przy mikrofonie, a "kwadratowa" scena wydawała być się za mała na jego dredy podczas "trzepania grzywą". Pięćdziesięciominutowy set oparty nie tylko o utwory z najnowszej płyty, ale nie zabrakło „Kill The Cult”, „Earth Scar”, „Death Valuation”, „Never”. Niezłe brzmienie, wulkaniczna energia i przede wszystkim bardzo dobre przyjęcie przez stęsknionych miłośników ekipy z Krosna daje pewność, że jeśli chłopaki wrócą do Krakowa w roli headlinera, znów nie będzie problemu z wyprzedaniem koncertu.

Po półgodzinnej przerwie technicznej kolejno na scenie pojawiali się panowie z Meshuggah. Łojenie zaczęło się od "Clockworks", a dalej było tylko z górki. Choć nie jest to muzyka równie łatwa i przyjemna, jak dokonania na przykład ich rodaków z Europe, i momentami delikatnie mówiąc potrafi "ryć banię", to ludzkość stłoczona w Kwadracie jak sardynki w puszce (z hektolitrami potu zamiast oleju) nie miała problemu z poddaniem się transowi i puszczeniu w konwulsyjny taniec. Skwar był niesamowity, bardzo jestem ciekaw, jaka temperatura panowała w klubie powiedzmy w połowie występu "Meszugi". Nie wiem, czy gospodarze uruchomili tego wieczoru klimę, ale nawet jeśli, to nie miała szans w nierównej walce ze spoconym tłumem miłośników gitarowego łojenia. Czułem się jak w piekarniku.


Muzycy atmosferę znosili dzielnie. Wtłaczające w glebę brzmienie, precyzja wykonania, moc i energia. Wszystko na poziomie najwyższym z najwyższych. Z reakcji ludzi wiem, że jak zwykle niektórym brakowało wybranych numerów z dyskografii wykonanych tego wieczoru na żywo, ale dla mnie było to pierwsze (i oby nie ostatnie) spotkanie z Meshuggah na żywo, więc poczułem się jakby mnie ktoś walnął Meshuggą, sorry, maczugą w łeb, i z każdą minutą odpływałem w inne wymiary. Nie tylko ze względu na panującą w klubie atmosferę... Choć wierni wyznawcy Meshuggah, którzy po raz kolejny mieli przyjemność poskakać do ich muzy na żywo pewnie mogli na setlistę pomarudzić - dla mnie to był jeden z ciekawszych koncertów, jakie miałem okazję nawiedzić w ostatnich miesiącach. Mam nadzieję, że Szwedzi wrócą do nas szybciej, niż po pięciu latach (tyle upłynęło od ich ostatnie wizyty na słowiańskiej ziemi), a Kraków będą mieli po drodze.

Support Decapitated:
Eathvaluation
Kill the Cult
Post(?) Organic
The Blasphemous Psalm to the Dummy God Creation
Blood Mantra
Nest
Never
Earth Scar
Amen
Spheres of Madness
Day 69

Set Meshuggah:
Clockworks
Born in Dissonance
Do Not Look Down
The Hurt That Finds You First
Rational Gaze
Pravus
Lethargica
Nostrum
Violent Sleep of Reason
Bleed
Straws Pulled at Random
Demiurge


Zdjęcia dzięki uprzejmości: Aneta i Piotr Kuhny.

Trwa ładowanie zdjęć