FOTORELACJA

Tomasz "Kciuk" Jaworski zagrał z zespołem w Krakowie - fotorelacja

Tomasz "Kciuk" Jaworski, to jeden z najznakomitszych basistów w Polsce. Wyśmienity instrumentalista, dysponujący bajeczną techniką i świetnym brzmieniem, nie wiedzieć czemu ostatnimi laty był nieobecny na rynku muzycznym. Fanom fusion i adeptom sztuki gry na gitarze basowej pozostawały nagrane niemal 30 lat temu płyty analogowe - przede wszystkim legendarna "Klucha w śpiewnik" tria "Kciuk-Surzyn Band (z Markiem Raduli na gitarze), oraz solowa płyta Tomasza "A little wing", gdzie kower legendarnego hendrixowskiego tematu śpiewał sam Czesław Niemen. Jaworski grywał z Tadeuszem Nalepą czy Oddziałem Zamkniętym, ale jakoś tak jego obecność w światku jazzowego, fusionowego grania na żywo niestety na długie lata pozostała w cieniu dokonań innych mistrzów gitary basowej.

Tym bardziej cieszy informacja o uformowaniu składu koncertowego na nowo, przygotowywaniu nagrań studyjnych i planowanym powrocie do aktywnego koncertowania przez tego wirtuoza basu. Tomek zaprosił do współpracy bębniarza Damiana Szajkowskiego, saksofonistę Michała Borkowskiego i gitarzystę Mirosława "Carlosa" Kaczmarczyka. Jednym z pierwszych publicznych spotkań z fanami był koncert w krakowskim klubie Harris, jaki miał miejsce 17 lipca 2019 w ramach Summer Jazz Festival Kraków.

Harris to miejsce zasłużone i legendarne, ale w dzisiejszych realiach nie do końca komfortowe dla muzyków chcących się dobrze zaprezentować przed publicznością. Kameralna atmosfera powoduje, że fajnie jest patrzeć z odległości dwóch metrów na to, co panowie wyczyniają na swoich instrumentach i słyszeć mocarne brzmienie "Kciuka" prosto z jego pieca. Z drugiej strony maleńka, ciasna scena nie daje muzykom wystarczającego pola do swobodnego grania, nie mówiąc o słabych warunkach odsłuchowych. Dość powiedzieć, że saksofonista nie zmieścił się na podeście, i zadowolił się stołeczkiem przy pierwszym stoliku pod sceną, wstając tylko od niego na chwilę do partii solowych. No i jednak knajpiana atmosfera, gwar dobiegający z baru i grzechotanie shakerów w rękach profesjonalnych, sympatycznych barmanów nie do końca zgrywało się rytmicznie z pracą Kciuka i Damiana w sekcji...

Mimo to reaktywacja aktywnego istnienia "Kciuka" na koncertowej scenie budzi moje nadzieje i jestem wdzięczny Tomkowi, że ma pomysł na powrót do częstszego koncertowania. Nawet jeśli świeży skład nie do końca jeszcze się przegryzł, i Tomek żywiołowo pokrzykiwał w czasie grania do chłopaków, kiedy mają grać temat, kiedy refren, a kiedy bridge w niektórych kompozycjach, to wszystko to ma smak świeżości, a brzmienie całości naprawdę budzi szacunek. Tomek brzmi mocarnie, kiedy trzeba tłusto i sekcyjnie, a kiedy trzeba sypie po uszach laboratoryjną górka i masywnym środeczkiem. Umiejętnie korzysta z looperów, co w połączeniu ze składem dogrywającym na żywo daje mu kapitalne pole do solowych wycieczek, czy to "klangowanych", czy wykonywanych tradycyjną techniką. Co prawda było widać i słychać, kto jest kierownikiem zamieszania, ale każdy z kolegów miał okazję pokazać, że został zaproszony do współpracy wyłącznie dzięki swoim kompetencjom. Kapitalnie wygrywane przez Borowskiego tematy i improwizacje były osadzone na solidnym, "gruwiącym" fundamencie. Mirosław Kaczmarczyk świetnie uzupełniał paletę brzmień, i jeśli mogę sobie pozwolić na odrobinę być może protekcjonalny ton (co nie jest moim zamierzeniem) - świetnie, że ten gitarzysta nie jest już młokosem. Niewykluczone, że kilkadziesiąt lat temu ścigał się z kolegami, chcąc światu pokazać, że jest lepszy od Santany i Claptona, ale dziś po prostu gra te dźwięki, które powinien zagrać, i omija te, które wybrzmieć nie powinny. Zarówno w partiach solowych, jak i w akompaniamencie. Pewność siebie i pokora. Zaprawdę, zacne połączenie ognia z wodą i szacunek to podejścia "Carlosa" do roli gitarzysty w takim składzie.

Mam wielką nadzieję, że odrodzone po latach koncertowe wcielenie bandu Tomka Jaworskiego przetrwa i panowie "ograją" się podczas wielu koncertów w Polsce i nie tylko. Po tym, co zobaczyłem i usłyszałem w krakowskim Harrisie, mogę tylko napisać, że trzymam - nomen omen - KCIUKI - za powodzenie w trwaniu tego zespołu, a panowie powrócą do mojego miasta za jakiś czas, żeby zagrać ponownie dla fanów fusion na żywo - może w warunkach ciut bardziej dla nich komfortowych. Czekam z niecierpliwością.

Tymczasem zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć, które udało mi się wykonać po ciemku :).

Trwa ładowanie zdjęć