Brett Myers: "Muzyka towarzyszy mi przez całe życie..."

Ten tekst przeczytasz w ok. 14 minut
Brett Myers: Muzyka towarzyszy mi przez całe życie...
 fot. mat. prasowe

Brett Myers – były gracz baseballa, wieloletni zawodnik Philadelphia Phillies. Obecnie piosenkarz, którego debiutancki album ukazał się z początkiem maja br.

W sierpniu ukończysz 35 lat. Wiesz już, jak będziesz świętował to wydarzenie?
O rany, trudno powiedzieć. Prawdopodobnie spędzę ten czas z rodziną. Kiedy człowiek robi się starszy urodziny nie mają aż takiego znaczenia. Przypominają jedynie o Twoim wieku. Sierpień to gorący miesiąc tutaj na Florydzie dlatego sądzę, że będziemy gotować, pływać w basenie oraz robić temu podobne rzeczy.

Wygląda na to, że jest to również dobra okazja to pewnych zmian w życiu. Czemu postanowiłeś zostać piosenkarzem?
Odkąd byłem mały uwielbiałem słuchać muzyki. Muzyka towarzyszy mi przez całe życie. Grałem też na gitarze. Wcale nie zamierzałem zostać piosenkarzem, chciałem po prostu pisać własne utwory. Znajomy zachęcał mnie do śpiewu, ale uznałem, że to nienajlepszy pomysł. On jednak nalegał, więc postanowiłem spróbować. Początkowo nie sprawiało mi to przyjemności, ale z czasem nabrałem pewności siebie.

REKLAMA
Tool News

Znamy Cię, jako świetnego bejsbolistę. Myślisz, że ludziom spodoba się Twoje drugie wcielenie?
Mam taką nadzieję. Po to zresztą wydałem tę płytę. Rzeczy, o których mówię w utworach mają miejsce w życiu niemal każdego z nas. Chodzi więc o prawdziwą muzykę – piosenki oparte na faktach, a nie fikcyjnych wydarzeniach. Sądzę, że ludzie, którzy nie przepadali za mną w czasach, gdy grałem w baseball pewnie nie polubią także i tego albumu. Nie mam z tym problemu. Uważam jednak, że powinni skupić swoją uwagę przede wszystkim na mojej twórczości.

Co na to Twoja rodzina? Wspiera Twoje obecne działania?
Jak najbardziej. Tak właśnie postępuje rodzina. Wspiera Cię nawet wtedy, gdy nie do końca podoba jej się to, co robisz. Tacy są właśnie moi rodzice, mój brat, żona i dzieci. Są ze mną w 100%. Ogromnie cieszę się, że czuję ich wsparcie.

A co sądzą na temat Twoich utworów?
Cóż, pracowałem nad kilkoma nagraniami z jednym z moich kolegów…Nie były zbyt dobre, gdyż nie korzystaliśmy z profesjonalnych programów do nagrywania muzyki. Podłączaliśmy po prostu mikrofon do komputera, a ja nie miałem nawet pojęcia, jak prawidłowo śpiewać. Kiedy więc usłyszeli te utwory nie potrafili rozpoznać mojego głosu. Dzieciaki podchwyciły jednak kilka kawałków i śpiewały je niemal non stop. W taki też sposób miałem okazję posłuchać swoich piosenek przynajmniej z tysiąc razy. Zabawne jest to, że słysząc je tak często, miałem już tego serdecznie dość. Postanowiłem zamknąć ten rozdział. Kilka miesięcy później odsłuchałem jeden z tych utworów i uświadomiłem sobie, że nie wypadł najgorzej. Moje dzieci prosiły mnie, bym puszczał go podczas jazdy samochodem. Skoro nie podziałał na nie odstraszająco, chyba nie było tak źle.

Twój debiutancki album „Backwoods Rebel” ukazał się z początkiem maja. Jakie to uczucie obserwować, jak efekty Twojej ciężkiej pracy wychodzą na światło dzienne? Spodziewałeś się, że to kiedykolwiek nastąpi?
Kiedy zaczynałem się tym zajmować, powiedziałem sobie, że robię to wyłącznie dla własnej korzyści. Wyłącznie dla siebie. Dziś nie ma dla mnie znaczenia, czy ludziom podoba się moja twórczość, czy nie. Mam bowiem świadomość, że gdy odejdę moje wnuki będą miały przynajmniej możliwość posłuchania mojego głosu. Nie tworzyłem pod wpływem weny. Jeśli więc komuś nie spodobają się te nagrania, w żadnym stopniu nie rani to moich uczuć. Chciałbym jednak, aby ludzie polubili ten album, ponieważ ja sam go lubię. Myślę, że jest dobry. Mój producent i zespół są podobnego zdania. Ludzie mają prawo wyboru. To samo tyczy się wielkich gwiazd. Ich twórczość również nie wszystkim przypada do gustu, a mimo to wciąż utrzymują się na szczycie. I tak nie spodziewałem się, że moja obecna działalność spotka się z tak dużym zainteresowaniem. Kiedy idę ulicą lub przebywam na boisku z moim młodszym synem, ludzie podchodzą do mnie mówiąc, że słyszeli nagrania. To niesamowite. Nawet nie znam tych osób. Wcześniej kojarzony byłem wyłącznie z grą w baseball. Teraz jestem rozpoznawany w związku z muzyką. To fajna sprawa.

Jak wspominałeś oprócz śpiewu, grasz także na gitarze. Zdaje się, że dotychczas niewiele wiedzieliśmy na Twój temat. Kiedy rozpoczęła się Twoja przygoda z muzyką?
W młodości ojciec często pokazywał mi swoją gitarę Yamaha. Grywał kilka akordów. Próbowałem się tego nauczyć, ale było to zbyt trudne dla mnie. W 2002 roku trafiłem do Philadelphia Phillies (drużyna zawodowej ligi baseballa – przyp. red.), gdzie nasz koordynator był jednocześnie nauczycielem gry na gitarze. Zapytałem go, czy nie zagralibyśmy razem. W taki też sposób trafiłem na jego lekcje. Nie zamierzałem poznawać wszystkich szczegółów, chciałem jedynie nauczyć się kilku utworów. Im bardziej jednak wgłębiałem się w tajniki gry na tym instrumencie tym mocniej uświadamiałem sobie, że wolałbym tworzyć własne kompozycje. Pisać własne utwory. Cieszę się, że otrzymałem możliwość pracy z Damienem Starkeyem, który jest jednym z moich dobrych znajomych. To właśnie on pomógł mi wypłynąć na szerokie wody. W przeszłości występował z Puddle of Mudd, obecnie gra w Burn Season. Z jego pomocą napisaliśmy wszystkie utwory. Sprawił, że moje marzenie stało się rzeczywistością. W zależności od tego, jak poradzi sobie ta płyta być może pomyślimy o nagraniu kolejnej. Zobaczymy, co dalej.

Czy Damien udzielił Ci kilku cennych rad, z których skorzystałeś podczas nagrań?
Naturalnie. Najtrudniejsze dla mnie było samo śpiewanie. Mogłem rzucać piłką w obecności 15 tysięcy ludzi, ale czułem strach stojąc przed mikrofonem. Obecność Damiena bardzo mi pomogła. Kiedy mówiłem, że mój wokal nie brzmi zbyt dobrze, on zachęcał mnie do działania. Trochę, jak z dzieckiem, które nie wierzy we własne umiejętności. Motywował mnie i powtarzał: „to jest fajne, śpiewaj dalej”. Był to więc trudny proces. Ostatnie sześć utworów brzmi lepiej niż pięć pierwszych. Jest to spowodowane pewnością siebie, którą nabyłem w trakcie tych nagrań. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że moje utwory niosą ze sobą pewną historię – historię tego, jak powstawały, opis moich początków. Kto wie, jaki będzie finał? Dokąd zaprowadzi mnie przyszłość?

Jak długo pracowaliście nad powstaniem tego materiału?
Zaczynaliśmy rok temu o tej porze. To nie było tak, że odwiedzaliśmy studio każdego kolejnego dnia. Było to raczej nasze dodatkowe zajęcie. Ja w międzyczasie zajmowałem się trenowaniem drużyny, w której gra mój syn, Damien zaś swoją pracą. Przykładowo więc pisaliśmy utwór w poniedziałek, w środę nagrywałem wokal, a potem miewaliśmy tydzień przerwy. Poza tym niezwykle trudno jest znaleźć odpowiedni temat piosenki. Kiedy jednak udawała nam się ta sztuka, napisanie tekstu zajmowało dzień. Wciąż jeszcze mam kilka utworów, które mógłbym wykorzystać. Uwielbiam, gdy moje nagrania brzmią zabawnie, lecz jednocześnie chciałbym, aby nie były pozbawione sensu. Dlatego opowiadam w nich o rzeczach, o których wstydzimy się czasem mówić. Tak, jak wspominałem wcześniej był to więc proces, ale nie traktowałem tego, jak pracy. Mieliśmy bowiem niezły ubaw podczas sesji nagraniowych.

Mówią, że sztuka jest wyrazem uczuć. Sądzisz, że muzyka to najlepszy sposób wyrażenia Twoich?
Tak. Czerpię ogromną przyjemność z pisania i śpiewania własnych utworów. Nie chciałbym, aby ktoś inny pisał je za mnie, ponieważ gdy słucham jakiejś piosenki lubię wiedzieć kto jest autorem. Potem zaglądam do książeczki i okazuje się, że napisały ją trzy inne osoby. Wolę mówić za siebie, by ludzie mieli świadomość, że to właśnie ja. Praca z Damienem nauczyła mnie wiele. To był szalony, ale wesoły czas.

Wybrałeś muzykę country. Co sprawia, że ma ona dla Ciebie tak ogromne znaczenie?
Cóż, żyję w lesie, lubię polować, łowić ryby, jestem człowiekiem natury. Zresztą to, jak mówię nie pasuje na przykład do popu. Nie chciałem nagrywać typowego country. Postawiłem raczej na rockowy styl. Jestem wielkim fanem Skinnera (Patrick Skinner, amerykański piosenkarz – przyp. red.), dlatego dążyłem do podobnej narracji. Nawet jego przypisuje się teraz do gatunku country, choć jak dla mnie to raczej muzyka rockowa. Country jest teraz w modzie, country się dobrze sprzedaje, a ja tylko w taki sposób potrafię tworzyć.

Przyszło mi to do głowy podczas słuchania Twoich utworów…Co wiesz na temat zdrowego trybu życia?
To zależy co masz na myśli.

Pytam, gdyż częste spożycie alkoholu może mieć negatywny wpływ na nasze zdrowie. A Ty napisałeś kilka piosenek wyłącznie o piciu piwa! Chyba zgodzisz się, że gdy mówi o tym były sportowiec to nie brzmi to raczej zbyt dobrze?
Racja, ale jak wiesz istnieją badania, które potwierdzają zdrowotne właściwości piwa.

Coś słyszałem…
Generalnie, jeśli pochodzisz z moich stron piwo jest ważnym elementem Twojego życia. I nie mówię tu o codziennym piciu 25 piw. Te utwory opowiadają o dobrej zabawie. To nie tak, że siedzę w domu i dzień w dzień raczę się tym trunkiem. To bardziej weekendowe piosenki. Nie napisałem ich z myślą o wyznaniu własnego alkoholizmu, gdyż zdecydowanie nie mam z tym problemu. Po prostu większość imprezowych utworów wiąże się z kobietami i piwem. Jeśli posłuchasz innych kawałków country zauważysz, że ich autorzy śpiewają o spożywaniu alkoholu. Dlatego w moich utworach jest on obecny. Piwo jest dziś w cenie, niemal każdy w raz z nadejściem piątku marzy o kilku łykach w ramach odpoczynku od codzienności. Zatem, zdrowy tryb życia? Tak, sporo o nim wiem (śmiech – przyp. red.).

Jakie są Twoje oczekiwania związane z premierą „Backwoods Rebel”? W jaki sposób zachęciłbyś odbiorców do sięgnięcia po Twój album?
Radziłbym, by wcisnęli „play” i przesłuchali całość. Jeśli to, co usłyszysz nie przypadnie Ci do gustu to z dużą dozą prawdopodobieństwa nie jest to płyta dla Ciebie. Myślę, że są to piosenki, które pasują do lata. Pijesz w lecie, bo jest Ci gorąco. To zwyczajnie zabawne utwory. Jeżeli więc w trakcie ich słuchania pojawi się na Twej twarzy uśmiech, wtedy to w zupełności mi wystarczy.

Minęły dwa lata odkąd ostatni raz pojawiłeś się na boisku. Czy rozważasz powrót do baseballa?
Miewam takie myśli, ale kompletnie nie mam na to czasu. Trenuję mojego 10-letniego syna, zaś 4-letni stawia swoje pierwsze kroki w tym sporcie. Nigdy nie zapomnę wyrazu ich twarzy, kiedy wyjeżdżałem na ostatni obóz treningowy w Arizonie. Byli zdruzgotani, że znów zniknę na jakiś czas. Wówczas uświadomiłem sobie, jak bardzo pragnę być z nimi. Kocham baseball i nigdy nie chciałem, by moja przygoda z tą grą zakończyła się w takich okolicznościach, ale dzięki temu mogłem przebywać z dziećmi.

Często oglądasz mecze?
Nie mam wyjścia, ponieważ moi synowie stale je oglądają. Nie zabraniam im, gdyż dzięki temu dowiedzą się, jak grać. Obserwują innych gości, podpatrują co robią na boisku. Mój 4-letni syn wykonał niedawno ciekawą sztuczkę w trakcie meczu, a gdy zapytałem go skąd to wziął, stwierdził, że z telewizji. Oglądam, więc baseball, wszyscy go oglądamy i chciałbym, aby moje dzieci miały o nim pojęcie. Uważam zresztą, że baseball uczy dyscypliny i życia. Podobnie, jak w życiu bowiem tu również odnosisz porażki i uczysz się wygrywać. Wierzę, że dzięki tej grze moi synowie staną się lepszymi ludźmi.

W trakcie 11 sezonów w MLB (Zawodowa liga baseballa – przyp. red.) uchodziłeś za niepokorną osobę. Czy postrzegasz siebie w ten sposób?
Zdecydowanie, mam nawet tatuaż, który o tym mówi. Nigdy nie byłem dobry w przestrzeganiu zasad. Robiłem wszystko po swojej myśli. Wraca to teraz do mnie ze zdwojoną siłą, gdyż mój 4-letni syn jest taki, jak ja. Jeśli ktoś kazał mi coś zrobić, robiłem po swojemu. Irytuje to zresztą moją małżonkę, więc tłumaczę jej zawsze, by zamiast wydawać polecenia, zwróciła się do mnie z prośbą. Wówczas prawdopodobnie ją spełnię. Po prostu nie lubię, gdy ludzie próbują mnie kontrolować. Chyba dlatego byłem niepokorny. Nie mam pojęcia czemu Bóg uczynił mnie takim, ale cieszę się, że to zrobił.

Jesteś zadowolony ze swojej kariery sportowej?
Nie, nigdy nie czuję satysfakcji. Jeżeli bowiem wierzysz, że wszystko co robiłeś było udane, nie musisz już walczyć, nie musisz pracować nad sobą. Kiedy zaczynałem swoją przygodę z tym sportem miałem duże ambicje. Z tego też względu nie jestem zadowolony ze sposobu, w jak zakończyła się moja kariera. Z drugiej jednak strony jestem dumny ze swojej gry. Tego bym nigdy nie zmienił. Ciężka praca, jaką włożyłem we własny rozwój przynosiła efekty. Daleki jestem jednak od samozadowolenia. Może, gdy będę już stary, gdy nie będę już w stanie poruszać się tak, jak teraz poczuję się usatysfakcjonowany. Zawsze staram się jednak wzniecać w sobie ten ogień, bo gdy pozwolę mu zgasnąć, przegram. A ja nie chcę być przegranym.

Powiedziałeś kiedyś, że chciałbyś, by ludzie poznali Cię lepiej nim zaczną wydawać sądy. Czujesz się nierozumiany?
Problem polega na tym, że ja nie lubię ludzi. I nie mówię tego w negatywnym kontekście. Zwyczajnie nie lubię być w centrum, nie lubię gdy moja obecność wywołuje poruszenie. Chcę z nimi rozmawiać, ale niektórym odbija. Gdy spotkamy się w cztery oczy prawdopodobnie wszystko wyglądać będzie inaczej, lecz w już młodości uważałem, że ludzie chcą mnie skrzywdzić. Z tego też względu po prostu im nie ufam. Moje dzieci uczę tego samego. W pewnym sensie jestem więc nierozumiany, ale ci którzy mnie znają, moi przyjaciele, rodzina nie mają z tym problemu. Chodzi bardziej o tych z zewnątrz, którzy wyolbrzymiają pewne sprawy. Wolą pokrzykiwać na mnie, mówić, że jestem do bani – robią tak nawet młodzi ludzie, co podwójnie mnie boli. A obok stoją rodzice i nie zdają sobie sprawy, że ignorując takie zachowania kształtują osobowość swych dzieci. Uczą je, by w przyszłości przekazywały tę wiedzę dalej. Zatem tak, jestem nierozumiany, ale zupełnie mi to nie przeszkadza.

Krytyka Cię martwi?
Nie, grałem w Phillies przez 8 lat, więc nasłuchałem się wszystkich możliwych epitetów. To mnie nie rusza. Ludzie mogą oceniać, ale jeśli nie mają pojęcia o tym, co krytykują powinni zachować milczenie. Przykładowo, gdy słucham utworów, które nie przemawiają do mnie nigdy nie krytykuję artysty. Nie sprzedaję przecież milionów płyt tak, jak on. Zwyczajnie nie lubię danej piosenki. To nie ma z nim nic wspólnego. Myślę, że ludzie zbyt pochopnie osądzają innych. To frustrujące. Najpierw należy poznać drugą osobę. Bywa też tak, że chciałbym do kogoś podejść, powiedzieć coś zabawnego, ale muszę uważać. Ktoś może to puścić dalej, a sprawa stanie się przedmiotem zainteresowania prasy. I to w sytuacji, gdy najzwyczajniej w świecie opowiadałem dowcip zasłyszany gdzieś indziej.

A co z wywiadami? Lubisz ich udzielać?
Nie lubię, gdy robi się zbyt wiele szumu wokół mojej osoby. Jeśli wywiad to element mojej pracy, dotyczy baseballa, muzyki lub innych przyjemnych dla mnie tematów, zupełnie mi nie przeszkadza. Wcześniej nienawidziłem rozmowy z prasą, ponieważ dziennikarze nie dawali mi czasu, bym ochłonął po meczu. Kiedy dostawaliśmy w tyłek, dziesięć minut później musiałem odpowiadać na pytania. Nadal byłem zły, a niektórzy sprawnie wyłudzali informacje. Jestem wybuchowym gościem i zdarzały mi się niepoprawne wypowiedzi. Naturalnie nie wszyscy dziennikarze wpisują się w ten model. Z niektórymi wciąż utrzymuję kontakt, przyjaźnimy się ze sobą. Odpowiadając jednak na Twoje pytanie, dziś nie mam problemu z wywiadami. Nie przepadałem za nimi wcześniej, ponieważ ciągle musiałem ich udzielać. Teraz, skoro pomagają w promocji mojej muzyki, zwyczajnie ich potrzebuję. To dość dziwne, że dawniej nienawidziłem rozmów z dziennikarzami, a dziś chciałbym udzielać tak dużo wywiadów, jak to tylko możliwe.

Czy obawiasz się być szczerym podczas rozmowy z prasą?
Nie, nigdy nie ściemniam. Kiedy grałem w baseball uczono nas, by uważać na wypowiadane słowa, ale ze szczerością nie miałem problemów. Zawsze mówię co myślę, co noszę głęboko w sercu. Kiedy więc twierdzę, że coś zrobię, zawsze dotrzymuję słowa. Taki już jestem.

Zatem na koniec – jak mogłoby brzmieć najtrudniejsze pytanie, które mógłbym Ci zadać?
Nie mam pewności, ale myślę, że właśnie je zadałeś (śmiech – przyp. red.).

Rozmawiał: Kamil Mroziński

author

Kamil Mroziński

 28.05.2015   fot. mat. prasowe

Gitarowa legenda, Joe Satriani, powraca z nową płytą studyjną

Leski zagra premierowy koncert w Cudzie nad Wisłą już 4 czerwca!

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć