'Płyta On-Off - to chęć ożenienia wody z ogniem...''

Ten tekst przeczytasz w ok. 9 minut

Rozmowa z Marcinem Rozynkiem

Na rynku ukazał się właśnie Twój nowy album "On Off". Skąd wziął się pomysł na właśnie taki tytuł tego krążka?

To efekty przemyśleń, nie tylko moich, ale również moich przyjaciół, którzy brali udział w nagrywaniu płyty On - Off. Chodziło o takie skonstruowanie materiału, a przede wszystkim o takie poprowadzenie samych nagrań, żeby w jak najmniejszym stopniu, mówiąc obrazowo, zdeformować to co jest podstawą tego materiału muzycznego, czyli żeby prawdziwe piosenki, które powstają w okolicznościach bardzo intymnych, akustycznych, grane na fortepianie czy gitarze i mówią o rzeczach istotnych, ważnych, tak zaaranżować, tak wyprodukować, żeby jak najwięcej zachować z tego ich pierwotnego charakteru, prawdziwej opowieści, emocji.

REKLAMA
Tool News

Marcin Rozynek

Chcieliśmy, żeby mogły w sposób dość prosty trafiać do ludzi, żeby bez zbędnych elementów docierały do nich, komunikowały się z nimi, ale przy tym, żeby nie były ubrane w jakieś banalne formy aranżacyjne, wyświechtane popowe patenty. On-Off - to może trochę taka chęć ożenienia wody z ogniem, połączenia dwóch światów które, u nas, jakoś dziwnie chyba wykluczają się, bo kiedy chce się nagrać piosenkę, jak to się mówi, masową, to w jednej chwili rodzą się zarzuty, że ma się niegodziwy plan robienia jakiegoś banalnego radiowego pasztetu. A wcale nie musi tak być, co bardzo prosto zauważyć na innych rynkach muzycznych. To chyba najbardziej podstawowe wytłumaczenie, ponieważ im bardziej posuwały się nagrania, im więcej kombinowaliśmy z tym wszystkim na próbach i w studiu, zaczęły pojawiać się i inne sposoby interpretowania tego tytułu, jako rodzaj walki, balansowania między tym co w dzisiejszym świecie jest 'on' a co 'off', między tym co dzisiejszy świat przyjmuje, co w jakiś sposób przyswaja - zjawiska, ludzi itp, a co odpycha na margines, co wyklucza. Świat bardzo mocno dzisiaj wymusza na nas co krok jasne deklaracje - jesteś on - czyli przydatny, czy jesteś off - czyli żyjesz w nieszkodliwym, łatwym do odizolowania swoim świecie, w swojej niszy, która choć dla ciebie ważna jest na szczęście całkowicie nieszkodliwa.

Podobno ma to być ostatni Twój album, przynajmniej tak wypowiedziałeś się w jednym programie telewizyjnym. Mam oczywiście nadzieję, że był to chwyt marketingowy, bo jakość ciężko mi sobie wyobrazić polską scenę muzyczną bez Marcina Rozynka.

A to akurat zasuwa falami. Nie mam zamiaru na siłę przekomarzać się i udawać wielce rozczarowanego, wmawiać, że czegoś tam już mam dość i więcej nikt mnie nie namówi na żadne nagrania i wydawanie płyt, ale jest bardzo wiele prawdy w tym, że moje wyobrażenia o tym jak ten, bądź co bądź rynek muzyczny, powinien funkcjonować, są dalekie od tego jak funkcjonuje. Wylągł się jakiś kompletny absurd, co przypomina mi czasami jakąś fatwę na wszystkich tych którzy pojawią się w obrocie masowym, że to co takie właśnie masowe bywa, co stara się, jak kiedyś piosenki Presley'a czy Beatles'ów, zwyczajnie dotrzeć do ludzi, sprawić, że znajdą w życiu lepszą falę, z miejsca jest jakby trendowate, nieprawdziwe. U nas to normalne, że ludzie oglądają różne festiwale, obrażając przy tym wszystko co pojawi się na scenie, zasuwają na masowe imprezy organizowane zazwyczaj za free, a chwilę później nie mają najmniejszego zamiaru kupić tej czy innej płyty, co dzień wykupują miliony kolorowych opowieści gazetowych żywiąc się tym i jednocześnie brzydząc. Kiedy spojrzy się na to z dystansu, z prowincji, nie wkręcając się w tę machinę zanadto, to przychodzi ogromne zniechęcenie. Świat jest zbyt piękny żeby całe życie błądzić w tej mgle.

Ostatnio mieliśmy okazję rozmawiać przed premierą albumu "Następny będziesz Ty". Zapytałem Cię wówczas, jakie nadzieję wiążesz z tym albumem. Dzisiaj chciałbym się zapytać, czy Twoje oczekiwania względem tamtego albumu się spełniły. Nie mogę Cię również nie zapytać o nadzieje związane z "On Off"

Zawsze jest tak, że część się spełnia, część nie. Muzycznie nie mam tamtej płycie wiele do zarzucenia, oczywiście ze swojego punktu widzenia, tego co nas wtedy kręciło, co chcieliśmy na tamtej płycie zamieścić, z czym powalczyć i co uzyskać. Natomiast zdaję sobie sprawę, że nie był to materiał tak popularny jak choćby 'Księga Urodzaju'. Ale nie zawsze przecież musi tak być. Z płytą 'On-Off' jest jak z każdą poprzednią i każdą która jeszcze może się wydarzyć. Nie nagrywam po to żeby postawić płytę na widocznym miejscu w swoim domu i żeby wykonać jakieś normy, a po to żeby ludzie tę muzykę usłyszeli i odczuli jej potrzebę, jej wartość w swoim życiu. Żeby poprzez jedną czy drugą piosenkę coś w ich życiu drgnęło choćby lekko. Bo w moim drży.

Płytę promuje utwór "Deszczowe dni". Co było inspiracją do napisania tego utworu? Myślisz, że ta piosenka ma szansę stać się wielkim przebojem?

Inspiracją jak zawsze są proste codzienne bodźce, jakieś zakręty, skrzyżowania różnych myśli które nas spotykają. W moim przypadku zawsze jest tak, że chwytam gitarę, bądź siadam do pianina kiedy się tego wszystkiego nazbiera, kiedy nagromadzą się różne nastroje, najczęściej z okolic permanentnej depresji (uśmiech przyp.red). Rzadko siłuję się i męczę z pisaniem piosenek, ponieważ w takich chwilach ucieka ta prawdziwa lekkość, naturalność a zaczynają się schody, kombinacje, niebezpieczne kalkulacje. Śmieję się że to może przypominać lenistwo, ale to najzdrowszy rodzaj podejścia, bo w efekcie końcowym jest jak najmniej niepotrzebnych odcisków palców, a jak najwięcej naturalnych złóż (uśmiech przyp.red). A deszczowe dni..? To piosenka która opowiada o tym, jak to rzeczy wydają się nam często zdumiewająco inne na skutek choćby niewielkiej zmiany okoliczności, że chociaż wyglądają niby tak samo, to jak świat dookoła na który lunie deszcz i w tym deszczu obrazy rzeczy ulegną minimalnym załamaniom, zmienią barwę i wygląd, tak wszystkie nasze ważne sprawy, czasami na skutek jakichś gwałtownych zawirowań w naszym umyśle, w tym co i jak czujemy zmienią kształt i odbierzemy je zupełnie inaczej. Kiedy wszyscy na świecie chcą mieć wszystko na własność można sobie w jednej chwili zdać sprawę że to wszystko zostaje nam jakby wypożyczone jedynie na tę krótka chwilę kiedy żyjemy na ziemi.

Porozmawiajmy jeszcze o klipie do "Deszczowych dni". Kto wpadł na pomysł właśnie takiej koncepcji klipu. Gdzie powstawały zdjęcia?

Słabo komentuję przedsięwzięcia filmowe. Reżyserem jest Ania Maliszewska. To ona wybrała miejsce, czas i wodę do skonstruowania deszczu. miało być po prostu, naturalnie i żywiołowo i tak chyba wyszło.

Pozostańmy jeszcze przez moment przy teledysku. W klipie sporo biegasz, czy zatem do zdjęć musiałeś się jakoś specjalnie przygotowywać? Poranny jogging, siłownia itp?

Zdecydowanie nie, nie jestem żadnym Żebrowskim czy de Niro żeby budować postać na potrzeby opowieści. Klipy to krótkie przypadki filmowe, które mają na celu zobrazować i unaocznić determinację muzyka, jego przeogromną chęć i to jak wiele jest w stanie znieść, jak bardzo zmoknąć żeby zostać wielką gwiazdą (śmiech przyp.red)

Nie byłbym sobą, gdybym nie poruszył tematu oryginalnej okładki albumu zaprojektowanej przez Krzyśka Ostrowskiego z Cool Kids Of Death. Jak doszło do współpracy pomiędzy Wami?

Ostrego poznałem najpierw poprzez pierwszy singiel Kulek - Butelki z benzyną i kamienie, który katowałem w wieczornych audycjach w radio w naszym mieście. Kiedyś gdzieś w okolicznościach nadmorskich spotkaliśmy się z całym bandem, trochę pogawędziliśmy, ale jedynie w celach towarzyskich i dopiero przy nagrywaniu płyty On- Off ktoś wpadł na pomysł żeby oddać w ręce Krzyśka zadanie nakręcenia klipu do piosenki "O takich jak ja i Ty", a zdjęcia okazały się tak inspirujące i trafne, że Krzysiek wypieścił też okładkę. Nie było większych dyskusji, bo raczej wszyscy od samego początku poczuli że jest bosko. Myślę że świetnie wydobywa z tej płyty wszystko co się w niej przeplata.

Na albumie "On Off" znalazło się w sumie 11 kompozycji. Płyta powstawała w domowym studio. Jak wspominasz prace nad tym krążkiem?

Było różnie, od niepewności, chwil zwątpienia, poprzez pierwsze niezłe efekty na początku tego roku, kiedy to w okolicach stycznia uporaliśmy się razem z Marcinem Samarzewskim, Mariuszem Łuczakiem i Arkiem Lisowskim z piosenką Deszczowe dni. To była jedna z pierwszych produkcji jakie wrzuciliśmy na warsztat i trzeba było wiele rzeczy poustawiać, potestować. Wyszło tak, że spędziliśmy nad nią ponad 3 miesiące i dzisiaj widzę, że warto było. To piosenka której chyba nie mam nic do zarzucenia czy to pod względem dźwiękowym czy aranżacyjnym. Reszta potoczyła się dużo sprawniej bo i wiosna wtedy przyszła (uśmiech przyp.red), co pchnęło nas mocno do przodu. Ostatni utwór z płyty - "Przybysze" został skończony w 2-3 dni na tydzień przed masteringiem i oddaniem płyty do fabryki. Ale wtedy to już lecieliśmy do przodu pełną parą i w lipcu trzeba było nieźle wyhamowywać i przyzwyczajać do myśli, że już wszystko poszło i nie ma nad czym ślęczeć. A jeśli chodzi o samo studio, sami byliśmy zaskoczeni jak bardzo technika schodzi na 2 plan dzisiaj, jak bardzo liczą się te wszystkie rzeczy, które liczą się na każdym innym polu, czy to jeśli się jest leśnikiem czy marynarzem, czyli własny pomysł, konsekwencja, dbałość o najmniejszy szczegół, który na końcu może zaważyć na całości itp. Trzeba słuchać siebie, umieć sobie samemu odpowiadać na własne pytania i być przy tym konsekwentnym, wtedy często w domowych warunkach można zrobić rzeczy niby-niemożliwe.

Przed Tobą zapewne teraz gorący okres koncertowy. Czy przygotowujesz z zespołem jakiś niespodzianki którymi będziecie chcieli zaskoczyć fanów na koncertach?

Mamy ogromną nadzieje że uda nam się w okolicach grudnia zagrać i nagrać niecodzienny koncert dla radiowej Trójki. To teraz najważniejsze.

Na koniec tej krótkiej rozmowy: Czego Ci życzyć?

Czegokolwiek. Życzenia rzadko się sprawdzają.

Rozmowę przeprowadził Sebastian Płatek (BoskY)

author

Sebastian Płatek

Redaktor naczelny
 redakcja@netfan.pl

 09.10.2006  

Marek Grechuta nie żyje

Beyonce: Klip w sieci

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
Trwa ładowanie zdjęć